• tel+48 798 180 888
  • mailkontakt@sosbokserom.pl
  • telul. Mrówcza 77a, 04-857 Warszawa

Historia Buni

, pani wyjechała, a pan przestał zwracać na nią uwagę. Bokserka zaczęła wypuszczać się na długie włóczęgi w towarzystwie innych psów. Czasami nie wracała na noc, ale panu było wszystko jedno.

W marcu 2008r. trafiła do schroniska, które miało zgłoszenie o błąkającym się bokserze. Tam wszyscy starali się, żeby Bunia była zadowolona, najedzona, zdrowa i miała ciepło. Ale to było tylko miejsce, gdzie suczka była jedną z kilkuset.
11-letnia Bunia wpadła w depresję, nie chciała jeść i szybko zaczęła wyglądać jak psi szkielet, chociaż wolontariusze i pracownicy schroniska robili co mogli.
Wtedy Joanna postanowiła dać staruszce dom, ale nie mogła tego zrobić od razu, a bokserka nie mogła dłużej czekać, głęboka depresja była dla niej niebezpieczna. Na dodatek pracownicy schroniska dotarli do ówczesnego pana, który suczki już nie chciał, osobiście dostarczył jej książeczkę zdrowia i ostatni raz poszedł ją obejrzeć. Popatrzył, nie zabrał i poszedł. Dla starego psa było to już zbyt wiele....

Na szczęście Germaine postanowiła tymczasowo przytulić Bunię i suczka przyjechała 1 maja do Warszawy. Wydawało się, że teraz będzie już tylko lepiej. Jednak kilka godzin po przyjeździe dostała skrętu żołądka i trafiła na stół operacyjny. Operacja się udała i boksia zaczęła wracać do zdrowia. Po kilku tygodniach była już z powrotem zadowoloną boksiową babcią.
I wtedy, zaczęły się problemy z chodzeniem, tylne łapy odmawiały posłuszeństwa. Bunia dostała leki, które pomogły tylko na krótko.

Na początku lipca suczka znalazła się w klinice SGGW z bezwładną tylną częścią ciała. Rokowania nie były najlepsze, konieczna była hospitalizacja. Jednak po dwóch tygodniach w szpitalnej klatce znowu pojawiła się depresja, Bunia chciała do domu. Joanna podjęła trudną decyzję o adopcji, tym bardziej, że zarząd fundacji, pod opieką której znajdowała się suczka, chciał poddać ją eutanazji, chociaż nie było ku temu wskazań medycznych.

11-letnia Bunia zamieszkała w domu razem z dwoma dogami niemieckimi i dwoma kotami.
Początki nie były najłatwiejsze, ale po paru dniach zwierzęta dogadały się ze sobą i teraz nie ma już żadnych problemów.
Bunia przeszła serię laserów i cykl rehabilitacji, nie przyniosło to jednak większych zmian. Suczka pewnie już nigdy nie będzie chodzić na własnych nogach, ale radzi sobie świetnie i wcale nie przejmuje się swoim stanem.
Ponad miesiąc temu dostała wózek, na którym biega jak najzdrowszy pies. Wózek pożyczyła ta sama fundacja, pod której opieką była Bunia.

Wydawało by się, że teraz już będzie dobrze.
Niestety, to jeszcze nie koniec - okazało się, że Bunia ma ropomacicze, musi jak najszybciej przejść kolejną operację. Operacja się udała i boksia wraca do zdrowia.
Joanna i wszyscy przyjaciele Buni mają nadzieję, że to już ostatnia zła rzecz, która przydarza się bokserce.

Tak Joanna mówi o suczce:
"Bunia to staruszka, która mało się porusza po domu, dużo śpi, wymaga ciepłej kołdry i poduszki. Ale ma ogromną radość i wolę życia.
Są też trudności dnia codziennego, Bunia jest psem specjalnej troski. Trzeba ją wynosić na dwór (potrzebna siła fizyczna), trzeba pomagać jej przy załatwianiu potrzeb fizjologicznych, czasami zdarza się, że załatwi się pod siebie. Ale jak spojrzy na mnie swoimi bystrymi i roześmianymi oczami, to wszystkie problemy stają się nieważne."