11.02.2013
Simba trafiła kilka dni temu do punktu przetrzymań. Zamiast ciepłego kąta ma matalową wiatę i gołą ziemię- nie ma nawet budy. Delikatna sunia przebywa w drastycznych warunkach. Doskwiera jej mróz i brak człowieka... Brak opieki weterynaryjnej. Dzięki wolontariuszom ma chociaż słomę...
Bokserka pilnie potrzebuje domu tymczasowego lub stałego, za kilka dni trafi do schroniska.
Simba zamieszkał w nowym domu w Lublinie.
Relacja z nowego domu:
"Witam!
Psiura bardzo dobrze zniosła sześciogodzinną podróż. Musiała wcześniej jeździć samochodem i wyraźnie lubi to, gdyż wskakuje do niego od razu i bez zapraszania, są nawet pewne problemy z wyciągnięciem jej po jeździe... ;) W czasie jazdy zachowuje się spokojnie, leży sobie od czasu do czasu tylko podnosząc łepek, by się rozejrzeć i sprawdzić czy wszystko jest w porządku, na postoju od razu wskakuje na przednie siedzenie. Do Lublina dojechaliśmy około północy, od razu była kąpiel (nie było wyjścia), do wołowiny z rosołu z makaronem i marchewką podeszła bez entuzjazmu ale w końcu zjadła. Noc minęła spokojnie, rano był spacerek na smyczy. Proces integracji postępuje nadspodziewanie szybko i jak dotąd bez "zgrzytów", już około południa witała się z gośćmi i domownikami, były buziaki... Uważnie przysłuchuje się odgłosom otoczenia i zapoznaje z nowymi zapachami, daje się zaprosić do krótkiej zabawy, choć psich zabawek nie zna. Panicznie bała się wejść do windy ale za trzecim razem poszło już bez większych oporów, w mieszkaniu czuje się dość dobrze, nie brudzi i nie niszczy, z obojętnością traktuje typowo domowe hałasy - odkurzacz itd., wie do czego służy fotel i kanapa choć do łóżka sama się nie pcha - widać że chciałaby, ale coś ją powstrzymuje, widocznie dawniaj miała zakaz. :) Na smyczy chodzić nie umie, strasznie ciągnie a jest silna...
Musiała być raczej dobrze traktowana, bo nie ma w niej strachu, agresji, złych odruchów itp... W ogóle, jest psem łagodnym, inteligentnym, spokojnym, zrónoważonym, ufnym, szuka kontaktu z ludźmi, lubi pieszczoty i drapanie,... Do innych psów podchodzi z dużym zainteresowaniem, bez agresji, jak dotąd nie próbuje dominować. Wydaje się, że jej środowiskiem dawniej był dom z ogrodem lub podwórkiem. Wieczorem pojechaliśmy do jej drugiego jej nowego domku - na wsi, gdzie będzie spędzała większość czasu. Na wstępie było małe spięcie z kocicą - rezydentką, wciąż boczą się na siebie ale choć czuje respekt, kocica jest wyraźnie zaciekawiona nowym "nabytkiem", co jakiś czas schodzi z góry i wyraźnie prowokuje, w końcu powinny do siebie przywyknąć. :)
Podwórko zostało już spenetrowane, zapoznała się przez bramkę z kilkoma okolicznymi psami, obszczekała nawet przejeżdżający traktor - reaguje na to wyjątkowo, za każdym razem gdy coś takiego przejeżdża, biegnie na werandę sprawdzić, na razie nie próbuje wychdzić poza ogrodzenie. Większość czasu spędza śpiąc, pewnie odreagowuje stresy. Boi się wychodzić sama, pozostawiona samą wraca do drzwi i drapie. W ogóle, zawsze musi mieć w zasięgu kogoś znajomego, na przywoływanie reaguje. Na jedzenie się nie rzuca, widać że nie była głodzona, jak każdy domowy pies, jest bardzo zainteresowana tym, co jedzą inni... ;)
Dziś z apetytem wrąbałą michę krupniczku z dużą porcją mięsa i z jarzynami, sygnalizuje już że jest głodna albo że chce wyjść. Jutro wybierzemy się na spacerek po okolicy, boimy się jeszcze puszczać ją luzem ale chyba można być dobrej myśli - gdy tylko oswoi się z otoczeniem i zrobi się cieplej, będą włóczęgi po okolicznych sadach, łąkach, zaroślach, rowach, stawach...
Często pije wodę, ma lekkie rozwolnienie (biegunki nie ma), prawdopodobnie związane to jest ze stresem po przejściach i zmianą środowiska. Została dziś odrobaczona, we wtorek jesteśmy umówieni na zabieg usunięcia przerośniętego gruczołu trzeciej powieki w lewym oku. Jeśli sytuacja pozwoli, równocześnie zrobi się także sterylkę, nie ma sensu stresować psa dodatkową narkozą. Prawdopodobnie, ma jakiś problem z uszami (świerzb, nużyca?), brzeg jednej małżowiny jest bolesny, jest tam parę grudek, trzeba będzie pobrać zeskrobinę. Poza tym, ma 3 małe śródskórne włókniaki (niestety, bokser...), ale najprawdopodobniej nie są to zmiany złośliwe, więc póki nie przeszkadza, lepiej tego nie ruszać.:(
Jak już "wyjdziemy na prostą" z tym wszystkim, zrobi się komplet szczepień.
Ogólnie, wygląda że będzie dobrze! :)"
Dostaliśmy nową relację i zdjęcia z domu Simby:
"Minął rok, od kiedy Simba (a właściwie Saba, bo takie imię w końcu do niej "przylgnęło") jest z nami. Psisko jest już całkowicie zintegrowane, zadomowione i uważa się za pełnoprawnego członka "sfory". ;)
90% czasu spędza na wsi, do miasta zabieramy ją niezbyt często, bo choć jeździ tam chętnie (lubi jeździć samochodem, czuje się w nim pewnie, tylko ciągnie ją na przednie siedzenia a szczególnie za kierownicę, pozostawiona w nim wskakuje tam natychmiast), to raczej nie czuje się komfortowo, jest jej ciasno, nudno, brakuje przestrzeni... Z chodzeniem na smyczy (w mieście niestety często musi) wciąż są problemy, za dużo rzeczy ją interesuje, ciągnie jak lokomotywa! Słabsza osoba może nie dać sobie rady, puszczona luzem zachowuje się poprawnie. Jeszcze chętniej wraca na wieś a najlepiej byłoby, gdyby całe "stado", im większe tym lepiej, siedziało tam stale a ona w środku. Podobał jej się zeszłoreoczny wyjazd nad morze, bardzo intrygowały ją fale... :)
Ogólnie, jest to kochane, bardzo mądre, rozumne i przywiązane psisko. Nie sprawia szczególnych kłopotów, mimo że wspólnym "wysiłkiem" została rozpuszczona do granic możliwości ale granice zna i na ogół ich nie przekracza.
Jak wszystkie boksie uwielbia kanapę, gdzie ma swoje ulubione miejsce (najlepiej jest, gdy obok siedzi ktoś, w kogo można się wtulić i kto będzie delikatnie drapał i miętosił) oraz fotel na werandzie, skąd dobrze obserwuje się sytuację za płotem (czujna jest, poza innymi obudziły się w niej instynkty psa pilnującego) i startuje do obszczekiwania przejeżdżających pojazdów. Gorzej jest w zimie, bo startuje wtedy z domu, więc nieraz po kilkadziesiąt razy dzienie trzeba otwierać drzwi żeby drania wypuścić i wpuścić z powrotem - wracając, na szczęście nie drapie do drzwi od razu: najpierw jest jedno charakterystyczne szczeknięcie, drapie się dopiero gdy przez zbyt długą jej zdaniem chwilę nie ma reakcji. :)))
Poza tym, to jest wałkoń i śpioch. Noce przesypia spokojnie, zwykle w łóżku, chyba że zrobi się jej gorąco albo ciasno - wtedy czasem przenosi się na posłanie ale wkrótce wraca, zdecydowanie woli kołdrę i podusie, na ogół nie wstaje póki nie zaczną ruszać się domownicy. Kocha wygrzewać się przed kominkiem, jej ulubione zabawy to napadanie, szarpanie, podgryzanie, kotłowanie się, zaślinianie... W zabawie trzeba uważać, bo jak to boksio - choć wszystko "na niby" ale pełna spontaniczność, w radości potrafi przywalić łapą albo nosem! ;)
Zainteresowanie innymi psami przejawia nieszczególne, zwykle kończy się na zdawkowych psich "kurtuazjach" i obojętnym rozejściu się, tylko na wsi przez płot intruza trzeba obszczekać oraz namiętnie uczestniczyć w chóralnych szczekaniach sąsiadów. Ma kilkoro przyjaciół, poza tym jest zazdrosna - nie lubi, gdy "swoi" okazują szczególne względy obcemu psu,. Bulgocze wtedy, zagradza dostęp, stara się "konkurenta" odsunąć, odpędzić; z trudem toleruje inne psy w domu, ma także jedną "antypatię" w okolicy... Z kotem przyjaźni nie ma ale w końcu przywykły do siebie, ustalone zostały "strefy wpływów" i zawarto pakt o względnej nieagresji: kot jest goniony tylko od czasu do czasu, krótko i dla porządku. Gdy przestaje uciekać, zatrzymuje się również pies, często bywa także, że kot defiluje spokojnie psu przed nosem nie wywołując żadnej reakcji, nawet szerszego otwarcia jednego oka.
Ze zdrowiem problemów nie ma, czasem tylko po dłuższym spacerku z gonitwami i kąpielami w okolicznych rowach, rzeczce i stawach (lubi ale pływać boi się) bolą ją tylne łapki - zdaje się, że ma jakiś problem z kręgosłupem albo ze stawami, trzeba będzie bliżej przyjrzeć się temu, może prześwietlenie? Apetyt dopisuje jak najbardziej. Gdy zbliża się czas na "michę", sygnalizuje to bez żenady, podobnie jak terminy spacerków. Zrobiła się niestety wybredna, nie wszystko jej smakuje: najlepsze jest mięsko dobrze podlane rosołkiem, z dodatkiem jarzyn i makaronu, na kolację chleb ze smalczykiem i skwaruszkami, od czasu do czasu kość do pogryzienia; bardzo lubi makaron z białym serem, dobrze podlany tłuszczem ze skwarkami najlepiej z boczku... Puszki i suche karmy ignoruje totalnie, lubi "psie kiełbasy" - ale nie wszystkie, tylko wybrane - można powiedzieć, że zrobił się z niej smakosz! :)))
Nie lubi zostawać sama w domu, natychmiast po zamknięciu drzwi staje się niespokojna (nie niszczy), popiskuje, kładzie się pod drzwiami i czeka a po powrocie wpada w wielką radość, obszczekuje, coś tam "gada"... Na szczęście, takie sytuacje zdarzają się rzadko i nigdy nie zostaje sama dłużej, jak kilkunaście minut. Stale musi mieć kogoś w zasięgu, chodzić za nim krok w krok. Uwielbia długie włóczęgi z buszowaniem po okolicznych sadach i zaroślach, ciągnie ją do lasu. Nie ma ciągot do "łazikowania", zwykle trzyma się w zasięgu, w promieniu kilkudziesięciu metrów a jeśli oddali się bardziej (często odbiega), przywołana przychodzi. Zdarza się jednak, że instynkty biorą górę i jeśli złapie jakiś trop, "namierzy" zająca itp., wpada w coś w rodzaju amoku i pędzi nie reagując na wołania - oczywiście, dogonić i złapać nie ma szans. Raz i drugi zdarzyło się jej pogonić gdzieś w zarośla i zniknąć. Wracała wtedy do domu po kilkudziesięciu minutach, ostatnio czarna, po grzbiet upaprana w mule i błocie, skruszona, na niskich łapach - wie bestia, że nie lubimy tego! "W skórę" nie dostała nigdy, wystarczy podniesiony głos i już płaszczy się w przeprosinach ale najwyraźniej to jest silniejsze od niej. Wielkiego problemu w zasadzie nie ma, bo okolicę zna już dobrze i czuje się pewnie, okoliczni mieszkańcy znają ją, wiedzą że jest przyjazna (ale nieufna, do obcych podchodzi tylko wtedy, gdy któreś z nas jest obok), nie jest agresywna, nie robi szkód... Ludzie jednak są różni, szczególnie boję się kłusowników. Raz przytrafiło się jej złapać we wnyki - pętlę z drutu zastawioną w okolicznym sadzie, prawdopodobnie na zające. Nic się nie stało na szczęście, była wtedy blisko, babcia natychmiast ją uwolnilła (ona wtedy z nią chodziła) ale jakie było przerażenie, rozpacz i lament! :(((
Boi się huku i nagłych hałasów: w Sylwestra, gdy dzieciaki w okolicy zaczęły strzelaninę najpierwjak oszalała biegała po podwórku i ujadała na wszystkie strony a potem uciekła do domu i zaszyła w kącie kanapy.
I tak płynie "psie życie"... Myślę, że Sabunia w sumie jest zadowolona"
Dostaliśmy nowe wieści z domu Simby/Saby :)
Poczytajcie :)
Mija kolejny, drugi już rok, od kiedy Simba/Saba jest z nami. Właściwie nie ma o czym pisać, życie toczy się swoim rytmem, oprócz drobnych codziennych zdarzeń nie dzieje się nic szczególnego. Sabunia jest już w pełni zintegrowana, zachowuje się tak, jakby była z nami od zawsze. Jest bezstresowa, bardzo mądra i rozumna, bezgranicznie oddana ale też rozpuszczona, wybredna jeśli chodzi o jedzenie; bez krępacji egzekwuje wszystko, co jej się nalaży - micha, spacerek, zabawa, pieszczochy... :))) Wciąż 90% czasu spędza na wsi, od czasu do czasu jeździmy na weekend do miasta, ale tradycyjnie już Sabunia nie czuje się tam najlepiej. Jedzie chętnie, entuzjastycznie wita się z kątami i ludźmi, ale szybko zaczyna jej się nudzić, robi się "namolna" nie do wytrzymania i jeszcze chętniej powraca na wieś.
Z chodzeniem na smyczy bez zmian: wciąż niesforna, ciągnie... Gdy poczuje się wolna, zachowuje poprawnie, idzie sobie grzecznie, może nie przy nodze ale nie oddalajac się i oglądając się na towarzyszącą jej osobę. Wciąż nie lubi sama zostawać w domu, od razu piszczy a potem kładzie się z nosem pod zamkniętymi drzwiami i czeka, a po powrocie domownika bulgocze i szczeka, na szczęście bardzo rzadko musi a jeśli, to najwyżej na kilkanaście minut. W samochodzie zostaje bez problemu, tylko pozostawiona samą natychmiast wskakuje za kierownicę. Wita się zawsze z wielką radością i entuzjazmem, szczeka i w ogóle, wydaje z siebie całą gamę dźwięków na przeróżne tony, ociera się wciska, trąca łapami, przynosi ulubioną zabawkę - węzełek z kawałka grubej liny, który każe sobie zabierać, trzepie nim i rzuca... Zdarzyło się już, że trafiła nim w telewizor, w lampę... konsekwencji nie poniosła. :)))
Uwielbia długie spacerki na łonie natury, biega sobie i myszkuje w promieniu kilkudziesięciu - stu kilkudziesięciu metrów, od czasu do czasu sprawdzając, czy towarzysząca jej osoba jest w zasięgu wzroku, rzadko już zdarza się jej zniknąć gdzieś w zaroślach na dłużej, jak minutę - dwie. Wraca z takich spacerków nieraz upaprana w błocie (lubi się kąpać w rowach, kałużach, stawach), co wymaga opłukania i wytarcia. Lubi, ale z wycierania zrobiła sobie zabawę - zabiera ręcznik, szarpie się nim... Resztę czasu spędza obszczekując interesujące ją obiekty za płotem oraz wylegując się na kanapie, gdzie ma swoje ulubione miejsce (inruza, który nie wiedząc o tym usiadł na nim potrafi wyprosić, a nawet bezceremonialnie zepchnąć), na fotelu na werandzie, wygrzewając na słońcu lub chłodząc w cieniu. Ma kilkoro przyjaciół, najwierniejszy jest mieszkający po sąsiedzku kundelek. Prawie zawsze towarzyszy nam na wycieczkach, za Sabunią wręcz przepada. Ma również antypatie, wśród nich jedną terierkę. Często się obszczekują przez płot, na "neutralnym terenie tamta czuje respekt i Sabunię omija "szerokim łukiem". Kilka miesięcy temu, niestety zdarzył się wypadek: Sabunia przyparła terierkę do płotu - nie atakowała jej, po prosty biegła w jej stronę, nie słuchając wołań, tamta poczuła się osaczona i rzuciła się z zębami, odgryzając Sabuni koniuszek lewego ucha. Krwi było dużo, strachu też, rankę się opatrzyło, wygoiła się ładnie, tyle że teraz Sabunia ma jedno uszko trochę krótsze - jest znaczna! :)
Poza tym, nic nowego. Sabunia jest zdrowa, radosna i chowa się bardzo dobrze, problemów nie ma.
Pozdrowionka!
Tomasz i Violetta
Czasem zapiera nam dech i łkanie odbiera mowę... Czasem, mimo, że powinnyśmy być już zaprawione w bojach, nie potrafimy przełknąć bólu i żalu, jaki pozostaje po odejściu psa, byłego podopiecznego, który "zagnieździł" się w naszych sercach i umysłach... Towarzyszymy naszym byłym podopiecznym w ich nowych domach, bo mamy kontakt z opiekunami i jesteśmy na bieżąco. Czasem śmiejemy się, że "nasze" boksery muszą być bardzo zmęczone, bo wciąż chodzą nam po głowach... Najsmutniej, gdy musimy podzielić się z Wami ostatnią relacją, tak jak robimy to teraz...
Kilka dni temu dostaliśmy bardzo smutną wiadomość od Tomasza, najlepszego przyjaciela wyadoptowanej od nas Simby... Tomku, bardzo Ci dziękujemy za opiekę i nieopisaną miłość, jaką otoczyłeś tą cudną sunię. Bardzo Wam współczujemy, bo doskonale wiemy, co czujecie i jak bardzo tęsknicie, jak mocno ją kochaliście i ile dla niej zrobiliście... Taki dom to prawdziwy azyl, tacy opiekunowie to prawdziwy skarb dla naszego podopiecznego, jak również dla nas, bo przekazując psa do kochającego i walczącego o zdrowie psa domu, jesteśmy spokojne o jego los... Możemy tylko powiedzieć... szkoda, że tak krótko było Wam dawać sobie wzajemną radość, miłość i szczęście...
Relacja Ani:
Całej rodzinie Pana Tomasza bardzo dziękuję za trzy lata miłości dla jednego z najważniejszych dla mnie psów fundacyjnych... Jestem wdzięczna za relacje z pierwszej ręki... Ania
Relacja Tomasza:
"Mam bardzo przykrą wiadomość: Simba/Sabunia odeszła za "tęczowy most"... :(((
Tak wcześnie... ZA WCZEŚNIE, przecież na pewno nie miała więcej, jak 6-7 lat!!! Taka była kochana, zżyta, przywiązana, wydawało się, okaz zdrowia i radości! Już na wiosnę trochę schudła, ale nie wyglądało to groźnie - zwykłe boksiowe sensacje żołądkowo - jelitowe, które szybko przechodziły. Analizy krwi, jakie zrobiłem jej 2 miesiące temu też nie wykazały nic szczególnego: lekko podwyższone poziomy enzymów wątrobowych, obniżony poziom białka... Problemy z wymiotami i biegunkami jednak się nasilały, miesiąc temu więc zrobiliśmy jej USG jamy brzusznej - okazało się, że to nowotwór, w bardzo już posuniętym stadium: zniszczona wątroba i żołądek, zajęte krezkowe węzły chłonne... Ostatni tydzień bardzo już cierpiała!
Tak pusto i cicho się zrobiło, tak przykro! Była pełnoprawnym członkiem rodziny, gospodynią. Ona była nasza, a my byliśmy jej, na pewno było jej tu dobrze, nieraz dała nam to poznać, dlaczego więc????? :(((
Nie cierpi już, ale jest i będzie z nami. Pochowaliśmy ją pod lipką, gdzie często wylegiwała się w cieniu odpoczywając po spacerkach i nasłuchując odgłosów otoczenia - czy nie nadjeżdża jakiś traktor, który warto obszczekać, albo samochód z paszami - ma pozytywkę, która bardzo Sabunię podniecała... Jest i będzie z nami, kiedyś, może już niedługo się spotkamy - i znów będziemy się bawili, szarpali ręcznikiem, chodzili na długie spacerki po sadach, łąkach i chaszczach, ganiali za zajączkami... :(((
Kilka zdjęć Simby/Saby z ostatnich miesiecy - roku i dwa filmiki. Przykro............
Tomasz & Violetta Kędzierscy