13.07.2015
Kira w piątek wieczorem trafiła pod naszą opiekę. Sunia została znaleziona w powiecie pruszkowskim i ze względu na stan zdrowia i zaniedbanie, przekazana pod naszą opiekę.
Bokserka nie miała obroży ani adresatki, w lecznicy ustalono, że nie ma czipa.
Opis z lecznicy:
"Suczka mocno zaniedbana. Bardzo silna infestacja pchłami - widoczne bardzo liczne dojrzałe osobniki pcheł. Pazury bardzo przerośnięte, niektóre wręcz pozawijane. W uszach bardzo duża ilość ciemnej mazistej wydzieliny o drożdżakowatym zapachu. Skóra kanałów słuchowych zaczerwieniona, z kilkoma nadżerkami. W okolicy pochwy widoczna zmiana, niepokryta włosami o pobrużdżonej fakturze - wskazana biopsja cienkoigłowa zmiany.
Widoczny problem z kończynami miednicznymi. Suczka stawia je w niefizjologiczny sposób, najczęściej kierując łapy do środka. Odruch korektury opóźniony. Widoczne ubytki masy mięśniowej w kończynach miednicznych. Konieczna diagnostyka radiologiczna bioder."
Bokserka przechodzi obecnie kolejne badania, ponieważ oddaje bardzo duże ilości moczu. Kira ma też duży problem z chodzeniem, zdjęcia RTG i badanie USG na pewno wyjaśnią przyczynę tych problemów.
Relacja Germaine:
"Kira miała na sobie tyle pcheł, jakby ktoś posypał ją makiem. Normalny przemarsz wojsk .... Pazury tak długie, że aż zawinięte i wrastające w łapy. W uszach bagno. Została odpchlona, odrobaczona, zaczipowana, wyczyszczono uszy."
Kira spędziła kilka dni w całodobowej klinice z powodu złych wyników. Obecnie sunia przebywa w domu tymczasowym i ma zapewnioną stałą opiekę lekarską. Aktualnie stan zdrowia suni jest stabilny, wymaga jednak podawania leków i powtarzenia niektórych badań.
Jak już pisaliśmy w poprzedniej relacji, sunia spędziła kilka dni w klinice całodobowej ze względu na zły stan zdrowia.
Diana, nazwana w Fundacji Kira, nie posiadała czipa ani adresatki, nie mogliśmy więc znać jej prawdziwego imienia. Stan suni był niestabilny, konieczna była jej hospitalizacja od dnia 12.07 do 15.07 w lecznicy całodobowej (lecznica Wet Marysin nie jest lecznica całodobową, sunia przeszla tam tylko podstawowe badania).
Po zabraniu ze szpitala, sunia zamieszkała w domu tymczasowym, gdzie ma zapewnioną opiekę lekarską i zastosowane konieczne leczenie.
Opis z lecznicy całodobowej:
"12.07.2015
Polidypsja i poliuria (zwiększone pragnienie i wielomocz )
http://www.portalweterynaryjny.pl/artykuly/endokrynologia/poliuria-i-polidypsja-wielomocz-i-zwiekszone-pragn-3.html
Znaczna osowiałość. W przesłanych wynikach znacznie obniżone T4- niedoczynność tarczycy (opis z portalu weterynaryjnego: niedoczynnośc tarczycy oznacza: Zwierzęta stają się ospałe, niechętne do zabawy, mają obniżoną temperaturę ciała. Skóra staje się sucha, sierść matowa. Psy często chorują również na przewlekłe zapalenie ucha zewnętrznego. Obserwuje się również osłabienie mięśniowe, osłabienie siły skurczu mięśnia sercowego, a nawet porażenia.), odwodnienie oraz podwyższone próby wątrobowe. Rozpoczęto suplementację hormonów tarczycy.
13.07.2015
Objawy polidypsji i poliurii utrzymują się, suczka 2 razy wymiotowała po wodzie. Z dróg rodnych wypływ śluzowy.
Wykonano rtg klatki piersiowej oraz kręgosłupa lędźwiowego. Na rtg kręgosłupa widoczna bardzo silna spondyloza odcinka lędźwiowego i lędźwiowo-krzyżowego kręgosłupa. Pobrano mocz do lab. Podano leki osłonowe na przewód pokarmowy, jeśli brak poprawy, jutro badania krwi z jonogramem. Wskazane USG.
14.07.2015
Stan psa bez zmian, polidypsja i poliuria utrzymuja się.
ZNACZNE zaburzenia elektrolitowe - hipokaliemia (niski poziom potasu) i hiperkalcemia (za dużo wapnia), podano kroplówkę z potasem.
Kontrolny jonogram po podaniu kroplówki z potasem. W badaniu moczu niski ciężar właściwy moczu.
Wskazana dalsza diagnostyka po wcześniejszym specjalistycznym badaniu USG i dalsza hospitalizacja.
Relacja z domu tymczasowego:
"A więc tak, Diana czuje się ogólnie dobrze, ma apetyt, uwielbia przesiadywać w baseniku z wodą w gorące dni. Trudno, bardzo trudno jest jej podawać tabletki, czasem po godzinie można znaleźć rozpuszczoną tabletkę, którą trzymała za zębami i gdzieś wypluła jak na nią przestaliśmy patrzeć. Stąd tez niedobory minerałów uzupełniamy w ten sposób, że do picia dostaje wodę mineralną. Z Dianą trudno jest złapać kontakt, troszkę jakby żyła w swoim świecie. Mimo, iż czuje się dobrze, to jednak niestety widać po niej wiek, a także trapiące ją choroby."
Fundacja SOS bokserom powstała, by chronić, bronić, ratować, leczyć psy rasy bokser i w typie rasy bokser. Zgodnie z naszymi celami statutowymi, naszym zadaniem i obowiązkiem jest pomagać tym psom, być ich obrońcami, adwokatami, pełnomocnikami. Spoczywa więc na nas odpowiedzialność za psy, które z różnych powodów trafiły pod nasze skrzydła.
W czasie naszej blisko 7 letniej działalności, uratowaliśmy około 2000 psów. Każdy pies, który "przeszedł" przez nasze ręce, miał zapewnioną pełną diagnostykę, leczenie, dobry, sprawdzony dom.
Z relacji podającego się za właściciela Diany/Kiry, Pana Tadeusza wynika, ze sunia miała 13 lat. Stwierdzenie, że skoro przeżyła 13 lat, oznacza, że miała zapewnioną bardzo dobrą opiekę jest absurdalne. Pod naszą opiekę trafiają w większości psy stare i chore, często odebrane z bardzo złych warunków, w których żyły. Przeżyły one w rażących warunkach wiele lat aż do starości, po czym z różnych względów trafiły pod naszą opiekę, a my im zapewniliśmy leczenie i komfortowe życie. Starsze boksery należy otoczyć szczególną opieką, na bieżąco wykonywać im podstawowe badania, żeby uchronić je przed chorobami, lub wychwycić i zacząć leczyć daną chorobę na czas. Osoby twierdzące, że starych psów się nie bada, że starych psów się nie leczy, ponieważ jest to męczenie i znęcania się nad psem, tylko się ośmieszają.
Każdy pies zasługuje na to, aby mieć właściciela kochającego i odpowiedzialnego, który zadba o jego bezpieczeństwo oraz zapewni odpowiednie leczenie w przypadku choroby.
W przypadku Diany, jego właściciel nie zapewnił jej ani jednego ani drugiego. Przyznał, że puszczał ją wielokrotnie nad zalew bez opieki, przyznał, że nie wykonywał jej żadnych badań przez wiele lat.
O ile próbujemy jeszcze usprawiedliwić właściciela, starszego, schorowanego Pana, który sam się leczy, a nie zapewniał leczenia swojej suni, o tyle nie jesteśmy w stanie w żaden sposób usprawiedliwić Pana Janusza L, który stwierdził, że nie wykonywał bokserce od lat żadnych badań, ponieważ nie widział takiej potrzeby Jak lekarz, który podobno zajmował się psem swojego przyjaciela mógł ją leczyć, nie wykonując żadnych badań?
Podważenie kompetencji Pana Janusza L jako lekarza poskutkowało tym, że dzięki jego wpisom na Facebook zrobiono na naszą Fundację nagonkę. Padło wiele wulgarnych słów, wiele gróźb karalnych.
Fundacja wielokrotnie wyciągała rękę do padającego się za właściciela Pana Tadeusza w sprawie zwrotu Diany. Skutecznie uniemożliwiali to Państwo Janusz i Barbara L, którzy robili wszystko, żeby nie doszło do podpisania ugody i przekazania psa. Warunkiem podpisania ugody było przedstawienie zdjęć Diany, aktualnej książeczki zdrowia, która o dziwo nagle zaginęła oraz dokumentacji z leczenia psa, żebyśmy mieli pewność, że pies miał należytą opiekę. Zdjęć Diany nam nie dostarczono, książeczka nagle zaginęła, dokumentacji medycznej brak, ponieważ nie robiono jej od lat żadnych badań. Państwo L wykorzystali Pana Tadeusza i Dianę po to, by oczerniać naszą Fundację.
Proponowaliśmy Panu Tadeuszowi wiele razy pomoc Fundacji w leczeniu bokserki na nasz koszt, otoczenie jej naszą stałą opieką , nawet podczas spotkania w Kancelarii. Pan Tadeusz przyszedł na spotkanie z dwoma pełnomocnikami, miała być podpisana ugoda, pod warunkiem że pies będzie leczony a my będziemy mieli prawo wglądu, czy właściciel rzeczywiście leczy psa.
Niestety do ugody nie doszło, dlaczego? Po wyjściu ze spotkania Państwo L dowiedzieli się o warunkach ugody i poinformowano nas, że zabrali pełnomocnictwa zarówno negocjatorowi jak i adwokatowi, którzy reprezentowali Pana Tadeusza i robili wszystko, żeby doszło do podpisania ugody.
O co tak naprawdę chodziło i chodzi Państwo L? Na pewno nie o to, żeby pies wrócił do właściciela, na pewno nie o to, by pies miał zapewnioną opieką medyczną, której sami nie zapewnili.
Czy chodzi o szerzenie nienawiści, nakręcanie całej sytuacji, manipulacje i zemstę za to, że podważone zostały ich kompetencje jako lekarzy weterynarii? Czy urażona duma była ważniejsza niż powrót psa, który skutecznie uniemożliwiali przez cały ten czas?
Gdyby pan Janusz L. wykonywał psu raz na jakiś czas badanie krwi - biochemię, profile, byłby w stanie wychwycić wszystkie nieprawidłowości i choroby, jakie stwierdzono po przejęciu opieki nad suką przez Fundację. Suka miała bardzo niski poziom hormonu tarczycy - niedoczynność tarczycy, co objawia się ospałością, otępieniem, posmutnieniem, brakiem zainteresowania otoczeniem, przybieraniem na wadze, a nieleczone doprowadzić może do przełomu tarczycowego.
U suki stwierdzono poziom potasu poniżej normy. Pan Tadeusz M. nigdy nie zlecił tego typu badań, a brak suplementacji i sprawdzania poziomu potasu doprowadzić może do zaburzeń rytmu serca a nawet zatrzymania pracy serca oraz zaburzeń pracy mięśni (drżenia).
Ani właściciel, ani pan Janusz L. nie zauważyli, że suka praktycznie nie chodzi z powodu silnych zwyrodnień. Brak diagnostyki w kierunku chorób zwyrodnieniowych uniemożliwia wprowadzenie leczenia przeciwzapalnego
i przeciwbólowego, co w konsekwencji doprowadziło do narażania psa na ból oraz cierpienie.
Suka bardzo dużo siusiała, Pan Janusz L stwierdził, że tak częste i w takich ilościach oddawanie moczu jest u niej nerwowe . Nie wykonał jej nawet badania moczu, żeby zdiagnozować prawdziwą przyczynę, czyli między innymi nieprawidłowy ciężar właściwy moczu. Brak diagnostyki, w tym wykonanych badań krwi i moczu zmierzającej do wyjaśnienia przyczyn polidypsji i poliurii doprowadziło sunię do znacznego odwodnienia i znacznej utraty elektrolitów. Suce w lecznicy całodobowej przez kilka dni podawano kroplówkę. Pozostawienie Kiry pod opieką lekarzy w Klinice Całodobowej było więc całkowicie uzasadnione wręcz konieczne.
Dziękujemy wszystkim, którzy nas w tej sytuacji wspierali i nadal wspierają, dziękujemy że potrafią logicznie i samodzielnie myśleć, i nie dali się zmanipulować i hejtować owczym pędem.
Współczujemy wszystkim hejterom, skala nienawiści doszła do tak absurdalnych rozmiarów, że niektórzy z nich bronią nawet pseudo hodowców, którzy utrzymują psy w rażących warunkach, okaleczają obcinając im ogonki i próbują zrobić z tego biznes, sprzedając je. Ich hipokryzję pozostawiamy bez komentarza, ponieważ te same osoby jeszcze chwilę wcześniej prosiły nas o interwencję w sprawie innej nielegalnej hodowli pod Częstochową.
Nie będziemy się wypowiadać na Facebook, ani brać udziału w farsie, którą podkręcają na wydarzeniu Diany osoby, które dają upust swoim kompleksom , sączą jad i próbują ożywiać wydarzenie lajkując je kupionymi głosami.
Najbardziej przykre jest to, że w nagonce biorą również udział niektóre organizacje pro zwierzęce, które ani razu się z nami nie skontaktowały i nie porozmawiały. Organizacje, które same ratują psy, a obiecują zniszczenie naszej Fundacji. Na pewno nie kierują się przy tym dobrem zwierząt, które ciągle do nas trafiają i potrzebują naszej pomocy, ani dobrem tych, które już są pod nasza opieką w domach tymczasowych i potrzebują naszego stałego wsparcia w postaci karmy oraz leczenia.
Diana przeszła za Tęczowy Most. Niestety nie udało się nam naprawić wieloletnich zaniedbań właściciela i lekarza, który sam o sobie mówi, że prowadził sunię. Brak diagnostyki przez wiele lat skutkował tym, że pomimo wszelkich starań, Dianie nie zdążyliśmy już pomóc. Gdyby Tadeusz M. dopełnił swoich obowiązków jako właściciel, a Janusz L. postępował tak jak lekarz weterynarii postępować powinien, sunia mogłaby żyć dłużej i nie cierpieć tak, jak cierpiała w ostatnim okresie. Gdyby trafiła do schroniska w dniu kiedy została znaleziona błąkająca się na ulicy lub wróciła do właściciela i nadal nie była diagnozowana byłaby za Tęczowym Mostem już w lipcu.
Wszystkie dokumenty dotyczące leczenia oraz zgonu suczki zostaną przekazane Prokuraturze Rejonowej, która prowadzi postępowanie w sprawie fałszowania książeczki zdrowia Diany.
Na dzień dzisiejszy możemy ujawnić tylko tyle, resztę szczegółów podamy po zakończeniu postępowania.
Dlaczego Pan Janusz L zrobił wszystko, żeby Diana NIE wróciła do domu?
Jak mógł ją leczyć, skoro od lat nie wykonywał jej żadnych badań?
Rozmowa z Panem Januszem L:
http://62.210.187.245/lewin.html