• tel+48 798 180 888
  • mailkontakt@sosbokserom.pl
  • telul. Mrówcza 77a, 04-857 Warszawa

KANO

  • Wiek: 1-2
  • Miejsce pobytu: dom
  • Umaszczenie: Żółte
  • Stosunek do dzieci: Przyazny
  • Pod opieką: Właściciel
  • Płeć: Pies
  • Status: Adoptowany
  • Wspieraj naszych
    podopiecznych w łatwy sposób

  • paypal
  • ratujemy zwierzaki

06 04 2010

Relacje

30 Lis -0001
23.02.2010 - Kano ma już swój dom

 

 

 

23.01.2010r
Czy można rzucać psem o ścianę, gdy załatwi się w domu, od wielu godzin nie wyprowadzany? Czy można kopać i bić psa, bo się napatoczył? Okazuje się, że można. Mieści się to w granicach ludzkich zachowań.

Można też przejąć się widokiem zmarniałego psa i koszmarnymi dźwiękami zza ściany. Tak, jak zrobili to Sąsiedzi Kano, Ludzie przez duże L, z odwagą i sumieniem.
Dzięki Nim pies został zabrany od właścicieli i zgłoszony do nas.

Wiemy już, że Kano nigdy nie był szczepiony, ponieważ nigdy nie był u weterynarza. Jest wychudzony, cały czas męczy go pragnienie.
Został przywieziony do lecznicy weterynaryjnej 20.01.2010, gdzie na niego i opiekunkę czekał reprezentant Fundacji.
Bokser ma zapalenie spojówek, bolesne uszy, które zostały wyczyszczone, wbrew protestom psiaka. Od razu pobrano mu krew. Wyniki nie są dobre, wykazały bardzo wysoki poziom leukocytów. Dlatego dodatkowo przekazano próbkę krwi do badań w innym laboratorium.

Na razie Kano został odrobaczony. Ze szczepieniem i kastracją trzeba poczekać na wyniki badań krwi.

Został zważony - waży 17,90 kg...

Kano to miły psiak. Przyjaźnie, mimo przejść i traumatycznych doświadczeń, traktuje zarówno dorosłych, jak i dzieci. Akceptuje zarówno psy, jak i suki. Gorzej podobno z kotami i królikami, ale raczej jest to objaw chęci do zabawy niż agresji.




23.02.2010
Odmiana losu Kano miała miejsce 20.02.2010 - pojechał do domu, w którym nikt nie podniesie na niego ręki, nie kopnie, nie ciśnie o ścianę. Do domu, w którym będzie się najadał, chodził na spacery, cieszył miłością właścicieli i przyjaźnią bokserki-rezydentki i kota-rezydenta. Dostaliśmy pierwsze wieści od jego nowych Państwa:
"Baliśmy się konfliktów z naszą Sagą, ale jest lepiej, niż się obawialiśmy. Prawie bezproblemowo! Było kilka starć o hierarchię (i o nas - sunia jest zazdrosna!), ale niezbyt ostrych, bo Kano od razu ustępuje. To taka chodząca łagodność! Wszystko można przy nim zrobić, leki, czopki, wycieranie łap, bez żadnych protestów.
Spotkanie z Babą Jagą (naszą kotką) też nie było jakoś bardzo dramatyczne - kocica wprawdzie wyprychała co o tym myśli, ale nie ma torped fruwających po domu i nawet nie wyprowadziła się na szafę :)".

Psy, które żyły w ciężkich warunkach, wielu rzeczy nie miały okazji się nauczyć. Kano musiał pojąć, na czym polega chodzenie po stromych schodach. Dowiedział się też, że pies może mieć swoje posłanko, zabawki, swoje miejsce w życiu:

"Najpierw wypróbował dywan, potem zaanektował posłanie Sagi (pozwoliła!), potem drugie, w tzw. międzyczasie wypróbował gościnne łóżko, wreszcie zasnęli na dwóch posłaniach obok siebie, chociaż kiedy Kano na chwilę wstał, suka natychmiast zajęła oba... :)))) W nocy spali obydwoje w naszej sypialni, każde na swoim posłaniu, zamieniając się od czasu do czasu - i tylko raz się zakotłowało. Kano w nocy dwa razy próbował się wmeldować do nas do łóżka, ale poproszony, grzecznie wracał na posłanie (baliśmy się łóżkowego konfliktu, bo dotąd to Saga była panią pod kołdrą)".

Dla Kano nie jest oczywiste, że jest bezpieczny do końca swoich dni. Po swoich przeżyciach musi mieć czas na zrozumienie, że teraz będzie już tylko dobrze:

"Kanutek jest jeszcze trochę niepewny, nawet w ogrodzie za bardzo nie biega, tylko spokojnie idzie za nogą. Ale od razu widać, że to fantastyczny psiak, dobry do kości i przytulaśny jak to boksio. Cały czas usiłuje być blisko człowieka (teraz też leży z faflem na mojej nodze i chrapie), co bywa niestety przyczyną starć z Sagą, bo ona ma takie same potrzeby, a jeszcze nie zawsze zauważają, że przecież nieprzypadkowo człowiek ma dwie ręce i dwie nogi... Ma jeszcze cały czas takie smutne spojrzenie, ale mam nadzieję, że szybko nauczymy go się uśmiechać!
Pozdrawiamy wszyscy,
Ania i reszta".




24.08.2011

Dostaliśmy nową relację i zdjęcia z domu Kano:

" Kochani,
Sama nie wiem kiedy minął ten cały czas, Kano jest z nami już półtora roku i nie wyobrażam sobie jak to było kiedy go nie było! JJJ Można śmiało powiedzieć, że odmienił nas i nasze życie.
Początki były trudne – po kilku pierwszych tygodniach pozornej sielanki nasza Saga nagle zaczęła zachowywać się agresywnie w stosunku do Kano, w okolicy maja 2010 nawet po kilka razy dziennie dochodziło do bardzo gwałtownych ataków, krew się lała (Kano i nasza!), rozpacz! Byłam przerażona, że trzeba będzie go oddać... Cykl spotkań z behawiorystą trochę pomógł – ale tylko trochę, raczej to chyba my nauczyliśmy się unikać sytuacji prowokujących ataki Sagi. Sunia jest zazdrosna o nas, ale także nadpobudliwa (nadmiernie, nawet jak na boksera) i kiedy jest zbytnio podekscytowana, pobudzona – wyładowuje się na Kano. Tak więc trzeba je izolować zawsze kiedy coś emocjonującego się dzieje (goście, hałasy, powroty domowników po dłuższej nieobecności), na spacerach Saga jest zawsze w kagańcu (były wojny o każdy patyczek czy szyszkę), no i sypialnia musi pozostawać strefą „bezpsową”, bo w naszym łóżku natychmiast zaczyna się walka (niezapomniane przeżycie, kiedy dwa boksery kotłują się na tobie na śmierć i życie – ale nie polecam nikomu! ;P). Ale kiedy jest spokój, psiaki bardzo się kochają, śpią na jednym posłaniu, przytulają, oblizują sobie pyszczki, myją nawzajem uszy – sielanka!
Kano bardzo powoli dochodził do siebie po przeżyciach w poprzednim „domu”. Aż serce boli, kiedy człowiek widzi jak bardzo ten psiak był psychicznie, nie tylko fizycznie zmaltretowany. Fizycznie doszedł do siebie dość szybko, od roku waży 25,5 kg (i więcej nie chce, mimo dobrego apetytu, należy chyba to tych „wyścigowych” psów – szczupłych i żylastych, tylko na klacie dostał trochę tłuszczyku, poza tym trzyma figurę lekkoatlety J), trudniej było ze wszystkimi psychicznymi urazami i zahamowaniami...
Na początku był cichuteńki i potulny, dopiero chyba po dwóch czy trzech miesiącach po raz pierwszy usłyszeliśmy jak szczeka – a ma bardzo piękny, głęboki męski baryton! J
Przez wiele miesięcy w panice odskakiwał i kulił się, kiedy tylko niechcący trzasnęłam szufladą czy upuściłam łyżkę na podłogę, tak samo, gdy ktoś z nas brał do ręki parasol, szczotkę czy jakikolwiek przedmiot – takie odruchy lęku zdarzają mu się zresztą do tej pory, ale już rzadko i nie tak paniczne. Bardzo boi się wszelkich hałasów – kiedy w Nowy Rok wokół strzelały petardy, siedział ze mną w fotelu i się wtulał, i trzęśliśmy się razem, tak bardzo dygotał...
Długo trwało, zanim zaczął spontanicznie okazywać radość na nasz widok – teraz już radośnie skacze (chociaż też ostrożnie, prawie nie dotykając człowieka, nie rzuca się na nas całym ciałem jak Saga, która notorycznie nabija nam siniaki na udach i biodrach!), zwija się w precle i dupcia mało mu nie odpadnie od kręcenia, ale przedtem tylko merdał kikutkiem na podkulonej dupci i rozpłaszczał się na ziemi... Dopiero od paru miesięcy nauczył się domagać pieszczot – wcześniej tylko szukał bliskości i biernie czekał na pogłaskanie, teraz już siada bliziutko, opiera się o człowieka i łapą uparcie (i do skutku!) stara się przyciągnąć rękę do siebie, żeby go miziała. J Kiedy po spacerze schylam się, żeby rozwiązać sznurowadła, wpycha mi się pod ramię, wymuszając przytulenie, i sapie ze szczęścia – to taki nasz rytuał. JJ W odróżnieniu od większości znanych mi bokserów, bardzo ostrożnie daje buziaki, zawsze zaraz się cofa, jakby się bał, że zostanie skarcony. I dopiero od niedawna stał się prawdziwym kanapowcem! Na co Saga, o dziwo, mu pozwala, zajmując pozycję niżej na dywanie – sprawiedliwości dziejowej staje się zadość. ;P Nawet ostatnio na mnie zawarczał jak chciałam go zrzucić z kanapy...
Kano miewa czasem momenty „autystyczne” – nie wiadomo z jakiego powodu nie chce na przykład zejść z posłania czy też wyjść na dwór. Jeszcze teraz śnią mu się koszmary (zgaduję, że z poprzednim „panem” w roli głównej) – przez sen się kuli, trzęsie i tak żałośnie płacze, że serce pęka; budzimy go wtedy jak najszybciej, a on się przytula i stopniowo uspokaja...
Ale nauczył się jednak uśmiechać! Mam nadzieję, że widać na zdjęciach. J
Od kwietnia 2010 zaczęliśmy z obydwoma psami jeździć na spacery do pobliskiego lasu i stało się to naszym ukochanym codziennym rytuałem – powitanie i pożegnanie dnia w lesie, niezależnie od pogody i temperatury. Poranne spacery musimy ograniczać tylko w porze późnoletnio-jesiennej, bo Saga, niestety, inicjuje polowania na grzybiarzy (mimo że udało się zminimalizować jej agresję w stosunku do Kano, to jednak w ostatnim czasie stała się ogólnie bardziej agresywna i próbuje atakować wszystko, co się rusza, a nie jest domownikiem), a Kano ją naśladuje i chociaż oba są w kagańcach, dochodzi czasem do nieprzyjemnych scen. Więc już z utęsknieniem czekamy na listopadowe słoty, żeby wrócić do porannych wędrówek w pustym lesie! Kano też dopiero po dłuższym czasie rozkręcił się na tych naszych spacerach – teraz widać, jak cieszy się z ruchu, kiedy galopuje radośnie przez krzaki, wygląda jak ten bokser z Waszego kubka, który uwierzył, że może latać... JPonieważ ze względu na wojenne zapędy Sagi musieliśmy zrezygnować z rzucania patyków na spacerze (podobnie jak z wszelkich zabawek w domu), Kano nauczył się sam bawić się patykami, im większy drąg w zębach, tym więcej szczęścia (czasem nam nogi obija, mijając w pędzie na ścieżce!), sam sobie podrzuca patyczki i szyszki, żeby je następnie gonić i łapać, przekomiczny jest w tych zabawach. J
Mieliśmy trochę problemów ze zdrowiem Kano, rozregulowany przewód pokarmowy, permanentne zapalenie spojówek, chore z niedożywienia pazury, potem kontuzja – zderzenie w biegu i wspólny upadek z zaprzyjaźnionym nastolatkiem, rezultat – zmiażdżenie jakiejś malutkiej kosteczki w tylnej stopie Kano, nie można było nic z tym zrobić, tylko czekać aż się zrośnie. Długo kulał, ale na szczęście pozostało tylko małe zgrubienie.
Najgorsze zdarzyło się w ostatnich miesiącach – wiosną pojawiły mu się pod skórą guzki, jeden na lewym tylnym udzie, drugi trochę później na przedniej łapie z tej samej strony. Na początku czerwca oba zostały usunięte, a próbki wysłane do laboratorium do Niemiec. Lekarz operujący był dobrej myśli, bo guzki były otorbione i nie wyglądały groźnie, usunięte zostały z 1mm marginesem. Niestety, diagnoza okazała się niewesoła: guz komórek tucznych, II stopnia, czyli złośliwy. Po konsultacji z onkologiem (przewspaniałym doktorem Jagielskim z Białobrzeskiej) zapadła decyzja, żeby jeszcze raz ciąć w tych samych miejscach i usunąć więcej zdrowej tkanki – wg. zalecenia min. 2 cm w każdą stronę wokół każdego guzka. Tak więc na początku lipca Kano przeszedł kolejną operację, tym razem blizny pooperacyjne są większe, ale już wszystko ładnie się zagoiło. Przeżyliśmy chwilę grozy, bo równolegle zaczęły mu się robić jakieś dziwne, krwawe ni to wypryski, ni to bąble na faflach (tak jakby jedna z typowych boksiowych brodawek na mordce się „rozlała” na całą powierzchnię fafla i już zaczęła przechodzić na drugi) – i przez moment zaistniało podejrzenie, że to może być ciąg dalszy rozwoju tego nowotworu. Ale na szczęście badanie laboratoryjne na Białobrzeskiej nie wykazało komórek tucznych, a jedynie zapalenie eozynofilowe, więc odetchnęliśmy! Porobiliśmy też badania: krwi i USG jamy brzusznej, wszystko jest w porządku, Kano jest zdrowy, nic nie wskazuje na dalszy rozwój nowotworu. Ale trzymajcie kciuki, żeby już nic złego się mu nie przydarzyło, już swoją porcję ciosów od życia otrzymał, teraz należy mu się w końcu już tylko to co dobre!
Kano jest naprawdę wspaniałym psem, mądrym, wiernym, czułym, radosnym. Pobił nasze serca i nie przestaje nas wzruszać i rozczulać swoim oddaniem i miłością. Już kiedyś to mówiłam: jest dowodem na to, że psy są lepsze od ludzi. Bo kiedy człowieka pogryzie pies, to najczęściej ma on potem uraz, boi się psów i ich nie lubi, albo wręcz jest do nich nastawiony wrogo. I wszyscy to usprawiedliwiają, bo przecież ma powód!... To taki Kano powinien nienawidzić wszystkich ludzi, po tym, co mu ludzie przez tyle czasu robili. A tymczasem on ma w sobie tyle miłości i dobroci...
Pozdrawiamy wszystkich – dwunożnych i czworonożnych – przyjaciół z Fundacji i przesyłamy trochę zdjęć."