04.12.2012
Karat czeka w schronisku na nowy dom, oto jego historia wysłana przez wolontariusza Stowarzynie zajmującego się ratowaniem zwierząt:
"W lesie, nieopodal zabudowań wiejskich, został znaleziony pies. Leżał pod jednym z drzew - zwinięty w kłębek. Mężczyzna- osoba duchowna, który go zauważył przeraził się jego widokiem. Pies był skrajnie wychudzony, widoczne były wyraźne oznaki chorobowe skóry, dało się wyczuć potworny odór. Mężczyzna nigdy nie widział tak obolałego zwierzęcia i nie wiedział jak mu pomóc, dlatego też szybko udał się do domu, włączył komputer i wyszukał nasze Stowarzyszenie. W rozmowie telefonicznej poprosiliśmy, aby psa z lasu zabrać i umieścić w pomieszczeniu zamkniętym, w tym przypadku - w garażu. Prosiliśmy również o niedawanie mu pożywienia celem uniknięcia skrętu żołądka. My natomiast uruchomiliśmy maszynę biurokratyczną pod nazwą URZĄD GMINY. Ta bowiem powinna zająć się psem - zgodnie z obowiązkiem, jakie nakłada na gminę Ustawa o Ochronie Zwierząt. Po czterech godzinach, późnym wieczorem, przyjechał pracownik miejscowej „bazy”, który chciał zabrać psa do betonowego kojca, gdzie w nieocieplanej budzie raz na jakiś czas wymienia się siano. Nie wyraził on woli zbadania psa przez weterynarza! Ten pies naprawdę potrzebował pomocy, ale nie takiej!
Następnego dnia rano nasz inspektor podjął interwencję. Udał się na miejsce w celu zabrania zwierzęcia. Po przyjeździe wyprowadził psa z garażu i zapinając mu smycz wydał komendę szukaj. O dziwo, pies zareagował i ruszył przed siebie, ale po przejściu kilkuset metrów zatrzymał się przed bramą pobliskiego cmentarza pokręcił trochę nosem węsząc ziemię i usiadł, a dokładnie – położył się! Zachowanie psa było jednoznaczne- to w tym miejscu zaczęło się jego nowe życie. Czy został porzucony ? Czy też jego pan leży na tym cmentarzu? Tego się nie dowiemy, ale od dzisiaj piszemy jego historię. Daliśmy mu na imię Karat....."
Karat przeszedł pod opiekę naszej Fundacji, przyjechał dzisiaj do siedziby Fundacji, w której już na niego czekali Gosia i Piotr, opiekunowie z domu tymczasowego.
Serdecznie dziękujemy wszystkim zaangażowanym w transport Karata.
Relacja Germaine:
"Karacik jest drobniutki i bardzo chudziutki, ale ogonkiem merda cały czas. Dobrze wie, do czego służy kanapa. Ma apetyt, kiedy tylko wszedł do domu, od razu znalazł torbę z peiczywem i próbował się do niej dobrać. We wtorek bokser przyjedzie na badania do lecznicy."
Karat był w lecznicy na wizycie kontrolnej, wykonano mu badanie krwi, zdjęcie RTG płuc, został odrobaczony i zachipowany. Boksera czeka również wizyta u kardiologa.
Karat dzielnie zniósł wszystkie zabiegi, nie wykazywał żadnej agresji nawet podczas pobierana krwi i innych czynności.
Dostaliśmy relację i zdjęcia z DT Karata:
"Witamy,
W załączeniu przesyłamy kilka zdjęć Karata (na większości śpi, ale właściwie nas to cieszy, bo dzięki temu szybko dochodzi do siebie). Karat skradł nasze serca od pierwszych chwil, jest przeuroczym, bardzo przyjacielskim i grzecznym pieskiem. Już pierwszego dnia wybrał, gdzie
chce mieć swoje posłanie i od tej chwili spędza na nim długie i upojne godziny snu, a kiedy nie śpi... zachowuje się jak na młodego bokserka przystało - zaczepia i szuka okazji do zabawy, lub wytrwale poszukuje jedzenia (ma nieposkromiony apetyt, trzeba go nieustannie pilnować
zwłaszcza przed uprowadzeniem wszelkiego rodzaju pieczywa, którego zapach działa na niego jak afrodyzjak - być może był to główny składnik jego posiłków?). Przez pierwsze dwie noce Karat miewał koszmary i budził się przestraszony, przybiegał by się przytulić, miał też opór przed schodzeniem i wchodzeniem po schodach, wchodzeniem do klatki, o windzie nie wspominając, ale wystarczyły dwa dni obdarzania go uwagą i czułością, aby sam wyrywał się do windy i ochoczo wkraczał na schody. Jest bardzo grzeczny i posłuszny - ani razu nie załatwił się w domu, sygnalizuje swoje potrzeby (pierwszego dnia obudził nas o 4 nad ranem lizaniem po twarzy i dzielnie wytrzymał ze zrobieniem siusiu do spaceru), na spacerze chodzi przy nodze, trzeba tylko go pilnować przy wszelkiego rodzaju karmnikach dla ptaków, bo obok
zapachu chleba nie potrafi przejść obojętnie. Karat jest bardzo przyjacielski, chce się bawić z każdym psem i witać z każdym człowiekiem, co zarówno pieski i ludzie przyjmują z różną dozą aprobaty (zwłaszcza, gdy beztrosko i nieumyślnie wystawia swoje wampircze kiełki, jest różnie odbierany), ale już drugiego dnia zdobył na osiedlu grono adoratorów i fanów, a jeden starszy Pan ze wzruszenia na widok chudziutkiego Karata był gotów oddać mu swoje ostatnie
plasterki wędliny. Na szczęście Karat rośnie w oczach i niedługo będzie budził miłość i zachwyt nie z uwagi na swój rozczulający i chwytający za serce wizerunek, ale za to, jaki jest, a jest... wspaniały! I z dnia na dzień ma coraz więcej energii i zapału, jest już po pierwszym kontakcie z weterynarzem, gdzie bardzo dzielnie przyjął solidną dawkę leku na odrobaczenie i z zaciekawieniem poddał się wszelkim badaniom. Oczywiście możemy napisać, że robi ładne kupy, że zdrowo oddycha, a na spacerach biega i skacze, jak najzdrowszy szczeniak, ale to wszystko wydaje się nie mieć znaczenia przy chwilach, w których przychodzi i z pełnymi miłości oczami kładzie głowę na kolanach, lub nieporadnie podaje łapkę, okazując swoją wdzięczność i serce..."
Dostaliśmy nową relację i zdjęcia od opiekunów Karata:
"Witamy ponownie,
Trudno w kilku słowach ująć te 2 tygodnie w życiu Karata... i naszym. Jedno jest pewne - poczuł, że jest z nami bezpieczny i kochany, a co za tym idzie - od czasu do czasu pozwala sobie trochę porozrabiać, np. włamując się do szafki z pieczywem i konsumując zdobycz na naszym łóżku :) Jednak przeważnie jest bardzo grzeczny, gdy zostaje sam, wie, że wrócimy, a gdy już otwierają się drzwi do mieszkania, radości nie ma końca, jest nie do opanowania przez co najmniej 3 minuty. Dużo pracy włożyliśmy w to, żeby nauczył się bawić, sprawiał wrażenie, jakby nigdy nie miał do czynienia z zabawkami, kupowaliśmy kolejne gumowe piłeczki, ale Karat nie przejawiał zainteresowania żadnym rozrywkowym prezentem, gdy podrzucaliśmy mu, albo turlaliśmy piłkę, kulił się przestraszony i chował się, dopóki nie było jej w pobliżu. Dziś ochoczo gania wszystko, co się turla, a najlepiej, gdy jeszcze posiada sznurek, za który można ciągnąć ząbkami. Kolejne sukcesy przychodziły systematycznie - sam wskakuje do samochodu (wcześniej trzeba go było podnosić i "wpychać" na siłę), reaguje na komendę "stój", coraz mniej rabanu robi przy kąpaniu (niestety wg zaleceń lekarza musi być kąpany co 2-3 dni, a początkowo na widok wody reagował histerią, dziś to tylko wyraźna niechęć). Martwi nas, że ma przeogromną potrzebę zabawy z innymi psami, skomle i płacze na widok każdego psa, jednak gdy pozwalamy mu się z nimi zapoznać i obwąchać, niemal wszystkie czworonogi reagują agresją. Na szczęście z tego schematu wyłamują się szczeniaki i boksery i jeśli ma szczęście je spotkać to jego mordka przejawia pełnię zadowolenia i szczęścia. Ostatnio na spacerze miał miejsce dziwny incydent - Karat stanął jak wryty, zaparł się wszystkimi łapkami i zaczął płakać i wyrywać się na plac zabaw. Było ciemno, na placu było tylko młode małżeństwo z dzieckiem, mężczyzna z wyglądu przypominał tych, za którymi Karat już kilkakrotnie wcześniej próbował biec. Nie wiem, czy tak wyglądała jego poprzednia rodzina, ale wiem, że takiego tęsknego, łzawego spojrzenia i skomlenia nie da się opisać, musiałam przez prawie 10 minut go przytulać i głaskać, by chciał iść ze mną do domu... Z mniej pozytywnie nastrajających wieści musimy przekazać te o jego zdrówku. Niestety okazało się, że Karat ma niedoczynność tarczycy i bardzo, bardzo niski poziom hormonu, gdy tylko otrzymaliśmy wyniki kupiliśmy lekarstwa, zażywa je od tygodnia, jest trochę żywszy, przytył już w sumie 3 kg, ale inne dolegliwości nie znikają, mam nadzieję, że z czasem będzie lepiej i że to koniec jego poważnych dolegliwości, chociaż rozsądek podpowiada, że coś jeszcze mu dolega. Bardzo cierpię patrząc, jak Karat się męczy i nie mogąc mu pomóc, a boksio zmaga się z dwoma bardzo wymęczającymi dolegliwościami - ma niepokojący, duszący kaszel, który nasila się, gdy się cieszy, albo gdy się zmęczy, albo... bez wyraźnego powodu. A z drugiej strony bardzo dużo się drapie, musimy go nieustannie pilnować, żeby nie rozdrapywał skóry do krwi, niestety nie zawsze jesteśmy obok. Na problemy ze świądem dostał już szereg lekarstw, w tym antybiotyki, kąpiemy go leczniczym szamponem, zgodnie z zaleceniami lekarza otrzymuje karmę dla psów z problemami skórnymi i alergiami (tak na wszelki wypadek, by wykluczyć wszystkie przyczyny), no i podnosimy mu poziom hormonów L-tyroksyną, jednak bez wyraźnej poprawy. Na kaszel przyjmuje leki od kilku dni, lekarz podejrzewa wirusowe zapalenie tchawicy, ale nie mija... więc boimy się, że to coś poważniejszego. No, ale dosyć tych złych wiadomości. Na koniec kilka pozytywnych-w załączeniu zdjęcia z Karatem w wydaniu świąteczno-noworocznym. Był dzielny i towarzyszył nam na spotkaniach rodzinnych, dzięki czemu odkryliśmy, że bardzo lubi dzieci i dobrze dogaduje się z psami, pod warunkiem, że to szczeniaki :)
Pozdrawiamy,
Gosia i Piotr z Karatem"
Karat był wczoraj na kolejnej wizycie w lecznicy, bokser ma problemy skórne, drapie się. Dostał leki, lekarz zalecił również karmę hypoalergiczną Hill's Z/D Ultra Allergen Free.
Karat ma nadal problemy ze skórą, przyjeżdża regularnie do lecznicy, jest kąpany w specjalistycznych szamponach.
Bokser dzielnie pomaga Fundacji podczas kwest na Starym Mieście, serdecznie dziękujemy jego opiekunom za obecność na kwestach.
Karat był w czwartek w lecznicy, przeszedł kilka zabiegów:
- zabieg kastracji
- pobrano wycinki skóry z 5 miejsc, wycinki zostały wysłane do laboratorium IDEXX do Niemiec.
- zabieg plastyki skrzydełek nosowych poprzez usunięcie fragmentów skóry w okolicy bocznych kątów
- usunięto rzęsy ektopowe poprzez ich kauteryzację
Karat dostaje obecnie krople do oczu oraz maść nawilżającą do oczu.
Opiekunowie z domu tymczasowego Karata podjęli decyzję, że bokser zostaje u nich na stałe:
"Dawno się nie odzywaliśmy, więc czas najwyższy pokazać, że Karat jest cały i szczęśliwy :) Trudno jest go uchwycić na zdjęciach, bo jest w ciągłym ruchu i zawsze znajdzie się coś, co go rozkojarzy albo przyspieszy merdanie ogonka. Codzienność z naszym boksiem ma wiele odcieni - gdy zasypia na kolanach, podaje łapki, wygłupia się, jak szczeniak na spacerach, albo tańczy polkę galopkę na nasz widok to jest kolorowo i nic nie zastąpi tych chwil w kolorze tęczy. Bywa też tak, że całymi tygodniami chodzimy do pracy niewyspani i nieprzytomni, bo Karat dostaje w nocy napadów drapania i urządza istne koncerty, które zbudziłyby nawet jeże ze snu zimowego... W kwestii drapania jesteśmy trochę bezsilni - nie pomagają regularne kąpiele w szamponach leczniczych, karma hypoalergiczna. Trochę lepiej jest, gdy zmordujemy naszego drapaka fizycznie - po długich spacerach, bieganiu, lub wspólnych wycieczkach rowerowych (żałuję, że dopiero w tym sezonie spróbowaliśmy zabrać go z nami na rower, bo okazało się, że uwielbia biegać przy rowerze i robi to proesjonalnie :]) jest tak zmęczony i szczęśliwy, że zapada w kilkugodzinny sen, co w praktyce oznacza też, że rzadziej się wybudza do drapania. Obawiam się, że czekają nas badania w kierunku alergii, bo wykluczyliśmy już wszystko, co na zdrowy rozsądek mogliśmy wykluczyć i z diety i z otoczenia Karata, a poprawy brak. Karat nadal przyjmuje leki - Euthyrox na tarczycę i Zentonil Advanced na watrobę. Poza drapaniem i ocieraniem się rozdrapywanym pyszczkiem o ściany Karat nie sprawia nam żadnych przykrości i smutków - jest grzeczny, kochany, bardzo mądry i zostanie z nami na zawsze, nawet gdyby miał się drapać jeszcze częściej i miał tracić na urodzie przez mało romantyczne strupki. Jest naszym szczęściem!
Pozdrawiamy,
Gosia, Piotrek i Karat"
Z uwagi na zainteresowanie stanem zdrowia Karata, które przerosło nasze oczekiwania... i dodało nam trochę otuchy, w załączeniu kilka rzeczy, które nakreślą, co się dzieje.
Karaś od zawsze cierpiał na problemy skórne, świąd, jednak jego stan zaczął się pogarszać pod koniec roku. Dwukrotnie, bez bliżej uchwytnych przyczyn, dostał pokrzywkę i gorączkę (jechaliśmy na CITO do pobliskiej lecznicy, gdzie po podaniu dożylnych leków stan się poprawiał), w międzyczasie miał wykonane wymazy skórne ze zmian, które wykazały bakterie - zaczął być leczony antybiotykami. Antybiotyki się zmieniały, a boksio czuł się coraz gorzej. Zmiany na skórze zaczęły "żyć własnym życiem" - zrobiło się ich więcej, część przybrała formę strupków, inne zaczęły się sączyć i - mimo różnych - zabiegów pielęgnacyjno-kosmetycznych (nie wiem, ile piesków może pochwalić się taką ilością aplikowanych maści, kremów, roztworów, zasypek, szamponów), stan skóry zaczął się pogarszać z dnia na dzień. Zdecydowaliśmy się na pobranie kolejnych wycinków do badania histopatologicznego (pierwsze miał wykonywane w 2013 dzięki wsparciu Fundacji - wtedy wyniki z laboratorium Idexx wskazywały na przewlekłe niespecyficzne zapalenie skóry).
28 maja 2015 pobrano wycinki do badań... i tak rozpoczął się nowy i wciąż uzupełniany rodział w życiu Karata pod nazwą DIAGNOZA. Pierwsze wyniki wskazywały na chłoniaka skóry z komórek T (różnicowanego ze słabo zróżnicowanym guzem z komórek tucznych). Zdecydowaliśmy o wykonaniu barwień immunohistochemicznych, które doprecyzują diagnozę i umożliwią włączenie trafnego leczenia. W trakcie czekania na wyniki, stan Karata drastycznie się pogarszał, otrzymywał tylko antybiotyki (Enroxil) - stracił siły, apetyt, przestał utrzymywać swoje potrzeby, przestał merdać ogonkiem... Wyniki zaskoczyły. Przede wszystkim lekarzy. Wykluczono markery nowotworowe. Z zastrzeżeniem, że potrzebne są kolejne barwienia. Zdecyowaliśmy się oczywiście na kontynuowanie diagnozy. Nie mogliśmy już jednak czekać z Karatem na intensywna opiekę i leczenie (na spacery trzeba go było wynosić, nie chciał jeść - woziliśny go na kroplówki). W ten sposób trafiliśmy pod opiekę Dermawetu i dr Karaś-Tęczy, która przyjęła nas praktycznie z ulicy i od razu skupiła na tym, aby postawić boksia na nogi. Zaczęła też walkę z Idexxem o doprecyzowanie diagnozy. W dniu dzisiejszym otrzymaliśmy ostatni (jak się okazało - nie ostateczny) wynik z laboratorium Idexx. Nie jest jednoznaczny. Plasmocytoma nie brzmi dobrze. Konieczne będzie dalsze różnicowanie (Idexx nie jest w stanie tego kontynuować) - dr Tęcza podjęła się doprowadzenia "diagnozy" do końca. Najważniejsze, że wg jej zaleceń "działamy tak, by nie zaszkodzić a pomóc". Diagnoza diagnozą, to trwa gdzieś obok nas i codziennych zmagań z Karatem. Najważniejsze, że dostał leczenie (aktualnie Timentin, Agapurin, Calcort), wrócił mu apetyt i chęć do życia. Długa droga do zdrowia przed nami, ale będziemy walczyć. Jeszcze będzie przepięknie.
W załączeniu kilka zdjęć Karata - dla nas nawet w tak chorobliwym wydaniu - zawsze będzie najpiękniejszy. Uodporniliśmy się na głupie komentarze na ulicach, zaczepki, cmoknięcia, miny. Poza tym wierzymy, że jeszcze nam wszystkim pokaże... się bez strupków, guzków i zmian!
Pozdrawiamy ciepło,
Piotr, Małgosia i Karat"
Bardzo Państwa prosimy o pomoc w dalszym leczeniu Karata, prosimy o wpłaty z dopiskiem: dla Karata"
GDYBY KTOŚ Z PAŃSTWA ZECHCIAŁ WESPRZEĆ DIAGNOZOWANIE I LECZENIE KARATA, PROSIMY O KONTAKT TELEFONICZNY Z GERMAINE 609 002 500 LUB ELĄ 608 270 633
Wiedzieliśmy, że nadejdzie ten dzień... Wiedzieliśmy, że Karat odejdzie, a jednak mieliśmy nadzieję, że jego stan się poprawi i bokser będzie jeszcze dawał szczęście swoim kochającym opiekunom. Trudno godzić się na cierpienie i śmierć, trudno żegnać prawdziwych przyjaciół, dlatego łapaliśmy każde światełko w tunelu, każdą szansę, możliwość... I wszyscy przegraliśmy... Karat odszedł...
Relacja z domu Karata:
"Z wielkim smutkiem staramy się złożyć słowa w ostatnią relację o Karacie, naszym Karaciku. Wszystkie słowa w obliczu takiej skali emocji, jakich doświadczamy od kilku dni sprawiają wrażenie niewłaściwych, koślawych, niewyraźnych... dlatego do tych smutnych słów dołączamy kilka zdjęć, które przypominają o radości ostatnich wspólnie spędzonych chwil.
Karat odszedł 21 sierpnia 2015 roku o godz. 21:50. Przez ostatnie miesiące dzielnie walczył - najpierw o zdrowie, w ostatnich tygodniach właściwie o życie, a my w jego imieniu walczyliśmy o diagnozę choroby, która w zastraszającym tempie odbierała go na naszych oczach. Ani przez moment tej walki, Karat nie dał nam powodu, abyśmy pomyśleli, że walczyć nie warto, że czas się poddać. Zaczynał dzień merdaniem ogonka, rozglądał się ciekawie na spacerach, ba! nawet zdarzało mu się coś zmajstrować, gdy nie było nas w domu. Był Wojownikiem!
Po kilku wyczerpujących tygodniach spędzanych na regularnych wizytach w lecznicach i klinikach, otrzymaliśmy pozwolenie, aby zabrać nasze Szczęście na wakacje - gdzieś, gdzie będzie mógł odetchnąć, nabrać sił, poczuć się znowu jak prawdziwy bokser. Dzięki temu spędziliśmy wspólnie wiele cudownych chwil, które na zawsze pozostaną w pamięci i sercach, a Karat zabrał za Tęczowy Most nie tylko wspomnienia leków i strzykawek, ale również wspólnych spacerów nad jeziorem, wschodów i zachodów słońca, wylegiwania się w trawie...
Bardzo dziękujemy Wszystkim, którzy nas wspierali w walce o zdrowie Karata - słowem, gestem, wpłatami na leczenie, wskazówką, kontaktem do specjalisty. Dziękujemy za wszystkie telefony, maile, wiadomości na facebooku. To wiele dla nas znaczyło. W dalszym ciągu nie mamy ostatecznej diagnozy. Jesteśmy ją winni Karatowi i postanowiliśmy doprowadzić ten smutny wątek do końca. Lekarz, który w Olsztynie stwierdził zgon Karata pobrał pośmiertnie wycinki do dalszych badań. Wg niego Karat cierpiał na histiocytozę skórną z komórek Langerhansa - bardzo nietypową chorobę, z którą świat medyczny nie potrafi się jeszcze zmierzyć (zaledwie kilka rozpoznanych przypadków wśród zwierząt na świecie). Pobrane wycinki w przyszłym tygodniu polecą z dr Karaś-Tęczą do USA, gdzie zostaną obejrzane przez specjalistów. Mieliśmy wielkie nadzieje związane z tym lotem i badaniami - wyniki miały umożliwić włączenie skutecznego leczenia, teraz walczymy już tylko o "prawdę". W ciągu 2 miesięcy usłyszeliśmy 3 różne diagnozy, każdy kto je stawiał zastrzegał, że obraz choroby jest na tyle niespecyficzny, że nie jest w stanie nazwać tej diagnozy ostateczną, że to może być coś innego. Laboratorium Idexx się poddało. Bezsilność, gdy człowiek nie wie, co dolega ukochanemu zwierzęciu jest przerażająca. Dlatego gdy dostaniemy ostateczne potwierdzenie rozpoznania, podzielimy się z Państwem, nikomu nigdy nie życzylibyśmy tak okrutnej w przebiegu choroby u psa, ale mam nadzieję, że nasza historia może w przyszłości pomóc komuś szybciej rozpoznać pierwsze objawy, może komuś uda się to choróbsko wyleczyć.
Snujemy się po domu, wszystko nam Go przypomina, koce wciąż pachną... Nagle zrobiło się przeraźliwie pusto i nieludzko smutno. Staramy się skupiać myślami tylko na tym, co dobre. A to były naprawdę cudowne miesiące wspólnego życia, jest co wspominać, na czym się skupiać. Karat miał dobre życie, a my mieliśmy szczęście mieć tak wspaniałego psa. Dziękujemy Fundacji SOS Bokserom za pamiętny dzień 09.12.2012 - dzień, w którym Karat przebojem wkroczył w nasze życie i dziękujemy za pomoc w walce o jego zdrowie i godne chorowanie, a także godną śmierć - na własnych zasadach. Zasnął w naszych ramionach, w poczuciu bezpieczeństwa, sam wybrał moment... za to też już zawsze będziemy Mu wdzięczni. Biegaj szczęśliwy za TM Kochanie!
Gosia&Piotr z Karatem (w sercach)"