Dostaliśmy bardzo smutną wiadomość od Pani Zofii, opiekunki Zdrapka/Gordona:
"Witam,
Obecnym bólem płacimy za niedawne szczęście. 15 kwietnia, o godz. 22 pożegnaliśmy na zawsze naszego kochanego, inteligentnego, pięknego Gordona (Zdrapek). Odszedł w swoim mieszkaniu, na własnym posłaniu, w otoczeniu zrozpaczonych bliskich. I choć wiemy i rozumiemy, że rozstania są koniecznością, bardzo boli jego brak. Był z nami 5 lat i 2 mies.
W kwietniu pojechaliśmy do Buska, Gordi był w tym czasie w hotelu, pod Kielcami (był tam już drugi raz), gdzie miał idealne warunki do odpoczynku. Codzienne meldunki potwierdzały, że w spokoju czeka na powrót do domu. Zdjęcia poniżej są z tego pobytu. Dramat zaczął się w drodze powrotnej. W samochodzie dostał atak padaczki. Atak na tyle silny, ze o samodzielnym wyjściu z samochodu nie
było mowy. Na rękach (38 kg) wnosiliśmy go do domu. Pojechaliśmy do Kliniki na SGGW, gdzie stwierdzono, ze zmiany neurologiczne są bardzo poważne.
Wyniki badan krwi i moczu idealne. "Nie ma się do czego przyczepić"- cytat p. dr. I co z tego ? Gordon przestał chodzić, wstawał i natychmiast padał, bo kończyny, zwłaszcza tylne, odmawiały posłuszeństwa.
Tonąc we łzach wezwaliśmy, opiekującego się Gordonem od dawna, lekarza, aby ........ Chciał nas pocieszyć, twierdząc, ze Gordon miał szczęście, że miał nas. Ja myślę, że to my mieliśmy szczęście. Był z nami zawsze i prawie wszędzie. Zrobiło się pusto, cicho i ciągle jeszcze bardzo smutno. Żegnaj kochany Przyjacielu. Biegaj z Gretą i Balusiem (też fundacyjny)."