• tel+48 798 180 888
  • mailkontakt@sosbokserom.pl
  • telul. Mrówcza 77a, 04-857 Warszawa

TREZOR

  • Wspieraj naszych
    podopiecznych w łatwy sposób

  • paypal
  • ratujemy zwierzaki

09 01 2014

Relacje

30 Lis -0001

09.01.2014

2 Stycznia dostaliśmy prośbę o pomoc dla Trezora, po 3 dniach bokser przeszedł pod naszą opiekę. Trezor przebywa obecnie w szpitalu w Legionowie, ma silną anemię, jest bardzo wychudzony. Pies miał wykonane badanie krwi, RTG, USG jamy brzusznej, które wykazało silne zapalenie pęcherza oraz gigantyczną prostatę.

BARDZO PROSIMY o darowizny dla Trezora przebywającego w szpitalu, musimy spłacić dług za jego leczenie i pobyt, prosimy o darowizny na konto Fundacji z dopiskiem: "leczenie Trezora."
Fundacja SOS Bokserom
Konto numer: 06 1500 1012 1210 1015 2421 0000

Serdecznie dziękujemy Agnieszcze, która nam zgłosiła Trezora, przywiozła go do Legionowa pod Warszawą aż z Krakowa.

Relacja Agnieszki:

"Trezor trafił do schroniska w Krakowie 14.12.2013 roku. Ktoś znalazł go w rowie przy drodze prawdopodobnie po wypadku i przyniósł do schroniska. Przez długi czas boksio nie chodził, nie wstawał, miał depresję i odmawiał jedzenia. Po jakimś czasie i silnych lekach przeciwólowych zaczął wstawać i jeść, ale tylko i wyłącznie z ręki wolontariusza. Boksio ma stare złamanie miednicy pradopodowbnie z przed kilku lat oraz pęknięcie panewki kości udowej w prawym stawie biodrowym. Cierpi również na spondylozę. Trafił do schorniska wychudzony i mocno zaniedbany.

1.01.2014 Trezor wstawał już i poruszał się powoli, jednak cały czas z podkuloną prawą nogą. Desperacko chciał wyjść z małego szpitalnego boksu i kleił się i przytulał do każdego napotkanego człowieka.

5.01.2014 Trezor przeszedł pod opiekę Fundacji, został przetransportowany prywatnym autem do Kliniki pod Warszawą. Ze schroniska wyszedł o własnych siłach. Widać, że chciałby nawet biegać, ale jego kuśtkające nóżki i pokrzywiona starym złamaniem miednica mu na to nie pozwalają. Ciekawski wszystkiego, obsikałby najchętniej każde dzrewko. Ignoruje psy mijające go na spacerze, nie zaczepia, nie podchodzi, nie zwraca uwagi. Na smyczy troszkę ciągnie, ale wynika to moim zdaniem z długotrwałym zamknięciem w szpitalnym boksie, „niewybieganiem” (o ile w jego przypadku można tak powiedzieć) i tym, że jeszcze nie jest skupiony na osobie trzymającej drugi koniec smyczy. Ogółem spacer z nim nie jest żadnym problemem, wynika jedynie drobnej korekty.

Prawdopodobnie jeździł samochodem, bo jak tylko otworzyłam dzrzwi do auta od razu się do niego wpakował i dokładnie wiedział co ma robić. Zainteresował się dwoma pluszowymi zabawkami i piłką- piszczaczkiem, jednak nie na długo.. Podróź zniósł bardzo dobrze, miałyśmy jedynie problem z „usadzeniem go”, ponieważ najchętniej „spacerowałby” po całym aucie lub siedziałby na lewarku samochodowym, aby być pośrodku pomiędzy nami dwoma J Ostatecznie koleżanka usiadła z nim z tyłu,a Trezor przytulał się do niej i kleił przez całą drogę – taka przylepa. Oczywiście na kolanach też chętnie siedzi.

U weterynarza był ciakawski wszystkiego, wsadził nawet głowę do szafy, żeby obejrzeć „co tam jest fajnego”, dał się dokładnie zbadać bez problemu, pobrać krew z szyi bez jakiegokolwiek piśnięcią nawet. Następnie rzecz jasna do Pana Doktora również się przykleił.

Wydaje mi się, że nie zna podstawowych komend. Na moje „siad” widział, że chyba coś od niego bym chciała, ale kompletnie nie wiedział co. Myślę, że nikt go nigdy tego nie uczył i że smaczki i chwila cierpliwości załatwią sprawę i zaraz Ciekawski Chłopak wszystko będzię umiał.

Ma apetyt. Zjadł nasz prowiant. Świeży chlebek i kabanos poszedł w całości. Co ciekawe – karmiłyśmy go z ręki i bardzo delikatnie brał po kawałeczku, a spodziewać by się można, ze pies dopiero co zabrany ze schroniska kawałek mięsa zjadłby łapczywie „razem z ręką” – nic podobnego, czekał cierpliwie i delikatnie odbierał swoją porcję, także Boksio jest spokojny i delikatny. W nagrodę za nasze „dobre sprawowanie” dostałyśmy nawet z koleżanką po buziaczku od Boksia.

Być może był psem podwórkowym i miska z czystą wodą nie była jej regulanym źródłem, ponieważ pomimo tego, że dalyśmy mu pić czystej wody – szuka jej dalej w dziwnych miejscach, na przykład na wielkim polu trawy wypatruje kałuży, a pod ścianami budynków szuka rynien i kratek ściekowych..

Ogółem po 8h z nim spędzonych mogę powiedzieć, że pies jest bardzo grzeczny, spokojny, nie wykazał żadnych przejawów agresji, nawet u „kłującego igłami” weterynarza, nie szczeka, nie ujada, widać, że w nowych miejscach początkowo jest trochę wycofany, wystraszony, ale z drugiej strony ufny do każdego człowieka i właśnie tego ostatniego potrzebuje najbardziej. Rewelacyjny przytulas do kochania. Pomimo zapewne przykrych przeżyć typowy bokserzy charakter pozostał u niego w pełnym wydaniu."

18.01.2014

Trezor zamieszkał w domu tymczasowym u Agnieszki w Krakowie, relacja:

"Trezor w nowym domu zaklimatyzował się szybko, od razu przejął koszyk mojego psa, pomimo tego, że dostał swój, z jakiegoś powodu bardziej mu się spodobał ;). Następnie wypróbował również łożko, fotel i kanapę. Nikt z domowników nie zdążył mu tego pokazać, sam wiedział do czego to jest, więc być może było mu dane kiedyś gdzieś się wylegiwać... Do mojego młodego psa początkowo był bezwględnie ustępliwy – pozwalał mu na wszystko, później jak się zmęczył zaczął mu dawać do zrozumienia poszczególnymi burknięciami, że ma już dość. Jest chętny do zabaw, często sam je zaczyna, a na jego pyszczku pojawia się regularnie zziajany bokserzy „uśmiech od ucha do ucha” z wywieszonym jęzorem. Takie zabawy nie trwają jednak w nieskończoność, bo jako starszy już chłopak Trezor ma swój limit i szybciej się męczy. Potrafił też poradzić sobie z moim młodszym o wiele psem na tyle skutecznie, że ten w pewnym momencie musiał ustąpić mu miejsca nawet na łóżku, wychował go sobieJ. Je ładnie, tabletki połyka bez problemu, nie wypluwa, grzecznie zjada. Kupka momentami jest już lepsza, widać że odpowiednie żywienie powoli przywraca normalne funkcjonowanie organizmu. Dziś zjadł sam bez mojej „pomocy” i obecności całą miskę karmy, myślę, że powoli odchodzimy od zasady „jem tylko z ręki człowieka albo wcale”. Niestety widać, że prawa tylna noga ze starym złamaniem nie daje o sobie zapomnieć, trochę nią „zamiata” i powłóczy, odciąza ją maksymalnie jak może przenosząc ciężar na lewą, ciężko mu wskoczyć na łóżko i trzeba go czasem podsadzić. Nie brudzi w domu, umie wytrzymać kilka godzin i wie, że spacer jest po to, żeby akurat w danej chwili i miejscu załatwic swoje potrzeby. Na spacerach trzyma się człowieka, puszczony ze smyczy nie odchodzi dalej niż na parę metrów, wraca od razu na zawołanie. Bez problemu daje się przypiąć, odpiąć, w sumie można przy nim zrobić wszystko, jakby wierzył, że człowiek jest po to, aby mu pomóc, a nie szkodzić. Jest grzeczny i usłuchany, wystarczy lekko zmienić ton głosu, żeby wiedział, że czegoś nie wolno. Widać, że boi się stracić to co dopiero odzyskał, zwłaszcza na rzecz innego psa czyli broni zabawki i miski i na razie musi jeść osobno. Natomiast obce psy mijane na spacerach, czy psy na sąsiednich podwórkach traktuje całkowicie obojętnie, nie zwraca uwagi, co najmniej tak jakby w ogóle nie istniały. Nie szczeka, nie robi hałasu, przesypia całą noc bez problemów i potrafi też przespać spory kawałek dnia. Samochodem jeździł na pewno, i to prawdopodobnie na siedzeniu z przodu obok kierowcy, bo przestał zwiedzać auto w trakcie jazdy dopiero jak pozwoliłam mu się ulokować obok mnie.

Ma swój psi charakter: wesoły, przytulas, skory do zabaw - byle nie za dużo, spokojny - ale nie da sobie wejść na glowę i się zamęczyć. No i oczywiście oczy „kota ze shreka” opanowane do perfekcji. Ogółem grzeczny, dobrze wychowany, niekłopotliwy, nie sprawia problemów."

15.02.2014

Dostaliśmy nową relację i zdjęcia z DT Trezora:

"Trezor przeszedł kontrolę moczu i krwi pod kątem hormonów tarczycy oraz szwów po kastracji. Mocz jest prawidłowy, natomiast poziom hormonów tarczycy przy ich codziennym przyjmowaniu w tabletkach i tak jest w dolnej granicy (wynosi 12,6ng/mL, norma to między 10 a 40). Blizna po kastracji ładnie się zagoiła. Na łokciach pod skórą niestety są zgrubienia, pod nimi jest stan zapalny i sączy się ropa wraz z wrastajacymi włosami i osocze. Został podany antybiotyk, wysięk wydaje się zmniejszać, aczkolwiek powoli. Zdaniem weterynarza jest to prawdopodobnie rodzaj odleżyny od długotrwałego leżenia na zimnej i twardej podłodze w schronisku. Niestety wygolona do zabiegów (w grudniu i styczniu) sierść na razie odrasta miejscami bardzo powoli, miejscami wcale.

Trezor ma wrażliwy przewód pokarmowy, nie tolerował poprzedniej karmy z kurczakiem, kukurydzą i zbożami, teraz je „sensitive – jagniecina z ryżem” i  bardzo dobrze ją przyswaja, biegunka zniknęła, kupka jest „zdrowa”. Przez jakiś czas gotowałam mu rozgotowaną rybę i rozgotowany ryż i to też bardzo dobrze tolerował. Nie może też jeść goowanego kurczaka, chleba i oczywiście zadnej kaszy itp. Ma apetyt, ale nie przejada się, chyba już wie, ze mu „nie zabraknie” jedzenia, wody ani ciepłego miejsca. Powoli chowają się też żebra, brzuch się poszerzył  z szerokości „czterech palców” do „ośmiu”.  Niestety strasznie „gazuje” przy dosłownie każdej okazji, nienajładniej pachnie mu też z pyszczka i o jego ząbki też już trzeba mocno dbać. Świadomie raczej zachowuje czystość w domu, jednak nieświadomie popuszcza  kilka-kilkanaście razy dziennie po kilka kropel moczu.
Przesypia spokojnie całe noce, straszny śpioch z niego, rano ciężko go dobudzić na spacer nawet o 10.00 . W domu ładnie się bawi z moim psem, jedzą też w swoim towarzystwie, śpią razem i dają sobie „buziaczki”. Zabawy nie trwają za długo, bo większość dnia Trezor przesypia i to jest jego główne zajęcie. Ostatnio nawet wpakował się rano pod kołdrę. W nocy oczywiście śpi na środku łóżka. Lubi spać na plecach „brzuchem do góry” i wtedy wygląda trochę jak nietoperz :D
Po sadzie spaceruje w pobliżu człowieka,nie oddala się, „załatwia swoje sprawy” i z reguły chce szybko wracać do domu, zwłaszcza przy ochłodzeniu, podczas gdy mój pies niczym nie przejęty goni jak oszalały po całym sadzie. Kilka krótkich spacerów dziennie zaspokaja całkowicie potrzeby ruchowe Trezora, porusza się powoli i spokojnie Do sadu i podwórka już się przyzwyczaił, ale na nieznanym terenie jest mocno wystraszony, nie cieszy się ze spaceru „przed siebie”.  Poszłam z nim raz polną ścieżką „kawałek dalej” i w punkcie zwrotnym gdzie zrobiłam na moment przerwy zaczął „płakać” przeraźliwie jakby się bał, że go tam zostawie.. Płacze też za moim psem Hektorem, gdy ten pobiegnie za daleko i Trezor nie może go dogonić.
Odciąża jak może tylnie nogi i miednicę, jeśli chce podbiec do czegoś ciekawego szybciej, to na trzech nóżkach. Ogólnie jest bardzo ciekawski, wszystko musi „poniuchać”.  Na smyczy idzie grzecznie, nie jest nauczony chodzić przy nodze itp, ale nie ciągnie.  Powoli zaczyna nieśmiało sygnalizować chęć wyjścia na zewnątrz, samo słowo „spacer” tez już zaczyna rozumieć.  Jest posłuszny i bardzo grzeczny, wydaje mi się, że zna komendę „na miejsce”. Nie uczyłam go jeszcze komend, ale kiedyś odruchowo tak powiedziałam, a Trezor ku mojemu zdziwieniu poszedł i dłuższą chwilę go nie było. Okazało się, że siedzi grzecznie na swoim posłanku. Reaguje tez na „chodź/idziemy”, „siad”. Nie umie lub nie chce podawać łapki. Wydaje mi się, że to dlatego, że jej podniesienie utrudnia mu odciążanie tylnej nogi i jednoczesne zachowanie równowagi,  z tego samego powodu myślę, że „nie dla niego” są zabawy w komendy „siad, leżeć, wstań” it. Widać, że dokladnie rozważa czy i jak usiąść/położyć się i że robi to zawsze w określony sposób obciążając całym ciężarem przednie łapy, a miednicę i tylne nogi „podrzuca” (podkula) pod siebie. Jest dość niesforny, zdarza się, że się wywali na prostej drodze, albo zaklinuje tylne nogi w trakcie zmieniania pozycji leżenia  albo trzeba go podsadzić na łóżko, bo bardzo chce wskoczyć, ale czasem nie daje rady się wciągnąć na przednich łapach.
Ostatnio zaczał często merdać ogonkiem, aczkolwiek czasem trzeba się przyjrzeć, żeby to dostrzrec bo ma go zdecydowanie zbyt krótko obciętego.. Czasem nawet delikatnie „pokręci pupką” na powitanie, troche też „śpiewa” i popiskuje i widać, ze się cieszy.  Dostał przydomek „Tuptuś”, bo jak jest zadowolony  to drepta w miejscu tylnymi nóżkami jakby chciał podskoczyć Zademonstrował parę razy szczeknięcie, na powitanie, albo dla zaczepki psa w sąsiednim ogródku
Ostatnio Trezor odbył kąpiel, co prawda początkowo był  trochę wystraszony „co go czeka”, ale jak już wsadziłam go do wanny odniosłam wrażenie, ze ciepła woda i takie „masaże” przy myciu chyba mu się podobają, bo stał grzecznie  i wyglądał na raczej zadowolonego. Potem dał się powycierać ręcznikiem, a nawet podsuszyć suszarką z bezpiecznej odległości. Dał sobie też grzecznie przyciąć kompletnie zdziczałe pazurki.Uszy nie są zbyt czyste, ale daje sobie je bez problemu regularnie poczyścić wacikiem, na zakończenie musi oczywiście powąchać ten wacik i sprawdzić czemu mu tam coś pogmyrałam, potem najchętniej by go zjadł . Ogólnie jest czyściochem, codziennie rano się oblizuje cały i robi sobie swoją psią toaletę.  Ma bardzo ładną, miękką i aksamitną sierść, jakby był atłasowym pluszaczkiem.
Jest strasznym przytulasem, najchętniej cały czas by siedział przyklejony, bardzo się domaga „czułości”,  wystarczy na moment przestać głaskać i od razu trąca nosem albo łapką, żeby głaskać dalej. Zdecydowanie za mało w nim radości jak na boksia i często wydaje się być strasznie smutny. Mimo to mam nadzieje, że jest zadowolony z nowego domu. Ostatnio nawet nagrodził mnie pierwszym buziaczkiem za moje „dobre sprawowanie” "

26.04.2014

Dostaliśmy nową relację i zdjęcia z domu tymczasowego Trezora:
"Trezor ma się dobrze, przez 2 miesiące z około 21,5 kg przytył do 27, wyglądą już „normalnie”. Jest zadowolony, brzuszek jest pełny, bawi się zabawkami i wyleguje się na kanapie,w fotelu i na łóżku. Noga ma się lepiej, czasem odciąża, ale w „lepsze dni” potrafi nawet już podbiec, stanąć na niej (żeby się podrapać tą drugą-zdrową), podciągnąć na łóżko itp. Chodzi za mną krok w krok, jest „nieodseparowywalny”, chyba, że muszę wyjść z domu, straszna przylepa. Jak wracam cieszy się, robi „precelki” i kręci kuperkiem, czasem nawet trochę podskakuje. Ulubieniec wszystkich dookoła. Grzeczny i usłuchany. Dominujący nad młodszym i „bardziej energicznym” psem. Je karmę „sensitive” ale lubi rybkę lub rozgotowanego kurczaka z ryżem i warzywami i dobrze go toleruje. Nie może jeść kukurydzy, zbóż (oprócz ryżu) i produktów mącznych (makaron, chleb itp). Lubi wycierać „ryjek” i czochrać się o wszystkie kanapy w domu, tj. jego poranny rytuał J. Poza tym pilnuje swoich „skarbów” i wysiaduje wszystkie „cenne zabawki” jak kura jajko J Cieszy się dobrym zdrowiem (oprócz codziennego przyjmowania hormonów tarczycy i obfitego picia/sikania - przyczyna w trakcie diagnozy). Poschroniskowe odleżyny na łokciach smaruje maścią z witaminami i powoli ich stan się poprawia – zarastają sierścią na nowo."


31.08.2014
Lubimy przekazywać Wam dobre wiadomości, więc dzielimy się dobrą nowiną :)
Opiekunka Trezora podjęła decyzję, że Trezor zostaje u niej na zawsze.
Relacja Agnieszki:
" Trezor zostaje z nami na zawsze J Jest zdrowy, „tłuściutki” i ma się dobrze. Lubi spać i śpi od 21 do 10 rano, a potem jeszcze do 15 J Nauczył się skakać, brykać, jak znajdzie powód np. kota do pogonienia albo piłkę do łapania, to goni jakby nic nigdy nie miał połamane. Bardzo lubi się tarzać w trawie, tj. dosłownie ukochane zajęcie. Ładnie się bawi zabawkami, rzuca nimi po całym po całym pokoju, a potem za nimi gania. Jak drugi pies ma zabawkę, to Trezor tylko czeka na chwilę jego nieuwagi i natychmiast mu ją ostentacyjnie kradnie, czasem jest to dośc komiczne widowisko J Trezor to taki cwaniak, mądry pies z silnym instynktem samozachowawczym. Na szczęście Hektor (drugi bokser) oddaje mu zabawki bez większego problemu i ogólnie mu ustępuje. Ukochaną zabawką Trezora jest piszczaczek, który dała mu jeszcze w drodze ze schroniska do Warszawy moja koleżanka Agnieszka, no i oczywiście kong, zwłaszcza jak wypadnie ciasteczko (ciasteczek nigdy za wiele). Do głaskania jest pierwszy w kolejce, cały czas chodzi i trąca wszystkich nosem, żeby go głaskali, najlepiej w nieskończoność. Jest bardzo grzeczny i dosyć usłuchany, ale po pół roku czuje się już chyba pewnie, nie stoi już przyklejony do mojej nogi i pozwala sobie na dalszy spacer, czasem nawet włącza mu się „wybiórcza głuchota” na moje wołania J Nie dość, że śpi na łóżku, to zawsze musi spać na poduszce, najlepiej na trzech od razu, to nie jest pies „kanapowiec”, tylko „poduszkowiec”. Jak śpi ze mną to najczęściej przyklejony do moich pleców. W dzień stacjonuje w fotelu, który w jego mniemaniu chyba należy do niego na wyłączność, do tego stopnia, że kiedyś musiałam mu ustąpić w nim miejsca, bo dosłownie siedział mi na głowie, żeby ten fotel „odzyskać”. Zdarza mu się też siedzieć na krześle przy stole, bo z krzesła lepiej widać co ze stołu można wyżebrać :D Na co dzień dostaje dalej karmę sensitive Bosch lub Bentocronen, do tego różne smakołyki, a czasem dla urozmaicenia gotowanego kurczaka z ryżem i warzywami. Codziennie dwa razy hormony na tarczycę. Jedynym medycznym problemem, na który nic się już chyba nie da zaradzić jest mimowolne popuszczanie moczu, trzeba go bardzo często wyprowadzać i non stop wszystko prać, niestety nie ma na to lekarstwa, a wg weterynarza wywołane jest to przebytymi urazami miednicy. Pazurki przycinamy w lecznicy, bo ma czarne i mocno przerośnięte razem z rdzeniem, ciężko wybadać gdzie można uciąć.  Ostatnio przeszedł rutynowe odrobaczanie. Około miesiąca temu nabił sobie krwiaka na uchu, przez około 3 tygodnie co 2-3 dni jeździłam z nim do lecznicy na nakłuwanie i leczenie farmakologiczne, kupiłam też maść z Aescyną i smarowałam, groźba zabiegu już wisiała nad nim poważnie, ale okazało się, że jakimś cudem w końcu zaczęło się wchłaniać i teraz chodzimy tylko na kontrolę czy dalej jest ok i czy krwiak maleje. U weterynarza jest grzeczny, w poczekalni wszystkim psom chce dawać buzi J Zdarzyło mi się z Trezorem iść po takiej wizycie załatwiać różne sprawy, był już ze mną w biurze ubezpieczeniowym, winiarni, a nawet pizzerii i zawsze był grzeczny. Chodzimy też wtedy na wybieg w Krakowie i ładnie zachowuje się do innych psów i ludzi, choć na początku trochę nie wiedział o co na tym wybiegu chodzi J W pizzerii zaprzyjaźnił się z małą zwierzolubną dziewczynką, która nie chciała przestać go głaskać i wolała siedzieć z nim pod stołem niż jeść pizzę z rodzicami J

Myślę, że jest teraz zadowolony ze swojego życia i że ma wszystko co potrzebuje do szczęścia J

I pomyśleć, że jeszcze parę miesięcy temu w schronisku, kiedy szłam zobaczyć go pierwszy raz wyrok już był wydany, a na drzwiach szpitalnej izolatki wisiała kartka „bokser Trezor – pies nie wstaje, proszę podstawiać jedzenie pod psa”…"

11.12.2014

Dostaliśmy bardzo smutną wiadomośc od Agnieszji, opiekunki Trezora:
"6.12.2014 o 14.50 Trezor zasnął na zawsze. Owinięty kocykiem, na mojej poduszce, na naszym łóżku, tam gdzie zawsze się wylegiwał.

Zaledwie tydzień temu w niedzielę pojawiły się pierwsze niegroźne symptomy choroby, całą niedzielę ze mną przeleżał, przespał, nie wzbudziło to mojej wielkiej paniki, bo sama źle się czułam i leżałam caly dzień, a moje pieski po prostu mi towarzyszyły jak zawsze w takiej chwili. Wieczorem nic nie zjadł, ale z 3 tygodnie temu miał niestrawność i weterynarz powiedział, że jeśli tak się dzieje, to trzeba dać psu chwilę, aby jego organizm się z tym uporał. Stwierdziłam, że jednak będę dmuchać na zimne i w pn wybiegłam prędko z pracy, aby pognać do weterynarza. Co zastałam w domu? Wesołego Trezora, który teatralnie na moich oczach wpucował całą miskę, a potem jeszcze dojadał. Myślałam, że problem przeminął, a ja mogę odetchnąć z ulgą, że nic złego się nie dzieje. We wtorek w nocy niestety pojawił się bardzo zły oddech, krótki, szybki, płytki. Z samego rana w środę pobiegłam do weterynarza. Myślałam, że może przeziębienie, zapalenie dróg oddechowych w najgorszym wypadku. Weterynarz miał problem z osłuchaniem, obraz usg był czymś zamazany, tak samo obraz rtg. Stwierdzili ciecz w płucach, wróżyli bardzo źle: pierwsza wstepna diagnoza – być może guz serca. W domu Trezor pospał ze mną, ja rozpaczałam, ale potem wstał, chodził, był ciekawski jak zwykle, a nawet zjadł pełną miskę kurczaka z ryżem i marchewką. W czwartek ściągnięto 0,5 L krwawego płynu z opłucnej, wstepna diagnoza numer dwa ewaluowała z guza serca do podejrzenia naczyniakowłókniaka, który krwawi do opłucnej, porobiono wszystkie badania krwi, umówiono nas na tomografię we Wrocławiu w piątek do dr Mateusza Hebla. Choć zawsze ufałam naszemu Wetowi, ja udałam się do kolejnej lecznicy, aby nie zawierzać opinii jedynie jednego lekarza, a czułam, że trzeba działać prędko. Przyjmujący nas lekarz powiedział, że należy wykonać pełne badanie kardiologiczne, aby zdiagnozować lub wykluczyć chorobę serca, która może dawać takie objawy. Wieczorem jeszcze zjadł, choć mniej niż normalnie. W nocy z czwartku na piątek oddech Trezora bardzo się pogorszył, bałam się, że nie dożyje rana i tego badania, spałam tylko 4h do 4.00 rano, potem byłam zbyt przerażona, żeby zasnać i tylko czuwałam. Od świtu byliśmy w lecznicy. Bardzo dokładne, długotrwałe i wnikliwe badanie serca (ekg, usg, echo) oraz kolejne zdjęcia rtg nie wykazały żadnych zmian nowotworowych ani kardiologicznych w sercu, serce zdrowe i silne. Lekarz prowadzący zauważył, że wszystkie struktury klatki piersiwoej są czymś uciśnięte i przesunięte do kręgosłupa, tchawica, serce i płuca. Rtg wykazało, że w opłucnej wciąż znajduje się dużo płynu, odciągnięto kolejne 800 mL. Trezor był bardzo dzielny, odciąganie znosił dobrze, tak jak wszystkie badania, choć tkanki były już bolesne po poprzednim. Poza tym przynosiło to ulgę, płuca znów miały więcej miejsca w klatce, aby się rozprężyć, oddech był dłuższy, głębszy i spokojniejszy. Ponieważ zaraz jechaliśmy do Wrocławia na tomograf do którego Trezor miał dostać znieczulenie/narkozę, lekarz zadecydował, że aby nie męczyć mojego Trezora pozostałą ilość płynu odciągną mu we Wrocławiu pod znieczuleniem, a odciągnięta dotychczas objętośc miała zapewnić na tylę ulgi, aby spokojnie do tego Wrocławia dojechać. Niestety tomograf ukazał smutną prawdę, która niemal zwaliła wszystkich z nóg.. Połowa objętości klatki piersiowej była zajęta przez gigantycznego guza o rozpiętości od szyi aż po przeponę, obejmującego serce, a także pozostawiającego prawie zero przestrzeni dla płuc. Nie można było odciągnąć więcej płynu, aby przynieść ulgę, ponieważ to co na rtg i usg wyglądało jak płyn płynem nie było, było wielkim guzem. Dr Hebel postawił wstępną diagnozę – chłoniak.

Wstępny opis badania TK:

„Tomografia komputerowa klatki piersiowej, wielofazowo, ocena wstępna: rozległy guz śródpiersia, od wpustu doczaszkowego klatki piersiowej do przepony, obejmuje całą sylwetkę serca, zajmuje do 1/2 wysokości klatki piersiowej na wysokości sylwetki serca oraz za nią. Śladowa ilość wolnego plynu w jamach opłucnej. Susp lymphoma mediastinalis. Wskazana biopsja (ew. badanie płunu)”

Pomimo szokującego obrazu dr Hebel dał nadzieję na chemioterapię. Nie chciałam męczyć Trezora za wszelką cenę, bo był leciwy już wtedy jak do mnie trafił, a guz był ogromny, ale chciałam chociaż skonsultować się z onkologiem, jakie są nadzieje, jakie szanse, co będzie dla Trezora najlepsze. Dr Hebel ocenił stan ogólny psa jako dobry, jednak badanie krwi powtórzone przed TK wykazało silnie postępującą niedokrwostość (anemię), liczba erytrocytów była bardzo niska. Wróciliśmy do domu do Krakowa z Wroclawia o północy. Trezor miał załatwiony tlen, podawałam mu całą noc, dzięki niemu spał dość spokojnie, oddech nie był taki zły, na pewno lepszy niż poprzedniej nocy. Ja podsypiałam, ale pilnowałam caly czas, aby nie odpadała mu ta rurka z noska..

Niestety sobota przyniosła dramatyczne pogorszenie, Trezor nie wstał bardzo długo z naszego łóżka, potem bardzo słabo przemieścił się do pokoju dziennego na kanapę. Nie chciał pić, a zawsze pił tak dużo, jedzenia nawet nie próbowałam mu „proponować”, bo wiedziałam, że nie weźmie. Oddech ponownie się skrocił, Trezor postękiwał, na pewno pojawiła się bolesność. Śluzówki były niemal porcelanowo blade, kończyny, uszy, a nawet policzki były lodowato zimne, a Trezor tracił już ze mną kontakt. Niestety weekend działa na niekorzyść, próbowałam dzwonić do onkologa, ale niestety jednego nie było, a drugi nawet nie mógł podejść do telefonu. Dostałam termin na środę.. Trzech niezależnych weterynarzy badających Trezora jednogłośnie stwierdziło, że z tak szybko i tak silnie postępującą niedokrwistością i tak ogromnym guzem bardzo utrudniającym oddychanie szanse na przeżycie do poniedziałku są bardzo niskie, a Trezor zaczyna już cierpieć, o środzie w ogóle nie ma mowy i że należy pozwolić mu odejść w spokoju. Jeden z lekarzy wspomniał, że możnaby mu zrobić transfuzję, ale że w takim stanie ona daje dzień-dwa czasu więcej, bo te krwinki i tak ulegną zniszczeniu przez guza lub ponownie zgromadzą się w opłucnej i że w jego stanie nawet to już nie pomoże. Trezor odchodził i nic nie można było już zrobić, aby to zatrzymać.

Nie chciałam Go nigdzie już wozić, po zadnych lecznicach, żadnych lekarzach, chciałam by zasnął tam gdzie spędził swoje szczęśliwe chwile, gdzie czuł się dobrze, spokojnie i bezpiecznie, owinięty kocykiem, na łóżku i na poduszce. Wezwałam do domu weterynarza, który z dużą dozą empatii, bardzo profesjonalnie, delikatnie i przede wszystkim bez bólu przeprowadził Trezora do Psiego Nieba. Nie chciałam tego, ale gdyby nie odbyła się eutanazja Trezor umierałby w wycieńczeniu i cierpieniu, aż duszność by go zabiła (tak powiedzieli wszyscy lekarze).

Zawsze wiedziałam, że nie mamy całego życia razem, bo przecież boksery żyją tak krótko, a Trezor był już seniorem, kiedy wraz z Fundacją wyciągałam go z krakowskiego schroniska, ale nie spodziewałam się, że będzie ze mną tak krótko. Opiekowałam się Nim najlepiej jak mogłam i On pięknie mi się za to „odwdzięczał”. Był zawsze bardzo grzeczny, nigdy nie zrobił mi żadnego kłopotu, za to dawał dużo radości, chciał się non stop przytulać, cały czas wciskał swoją małą główkę pod mój łokieć, abym nie przestawała głaskać nawet na chwilę. Zawsze siedział do mnie przyklejony, był jak moja „narośl”, wszędzie za mną chodził. Każdy kto go spotkał go polubił, pokochał. Był niesamowicie kontaktowy, można było niemal z nim porozmawiać odczytując ekspresję Jego mordki, towarzyski bez wyjątku do każdego człowieka i psa i bardzo ciekawski. Strata takiego psa, to jak strata kawałka własnego ciała i duszy. Był bardzo pocieszny, bardzo ładnie marszczył czółko, fukał, miał bardzo śmieszne uszy, skręcały się jak faworki, niestety nie udało mi się tego uwiecznić na zdjęciu. Uwielbiał wycierać ryjek w kanapę, łożko, kochał swój fotel, miał ulubioną piłkę. Uwielbiał się tarzać, czy to w trawie, czy na łóżku, lubił się też poczochrać o jakiś krzaczek albo drzewko. Trezor był niesamowicie wyjątkowy i nie sądzę, abym jeszcze kiedykolwiek spotkała takiego psa. Przeorganizował mój świat, dyktował cały harmonogram dnia, był takim moim „Prezesem”, a równocześnie słodkim „Ciaptokiem”, straszna ciapa z niego była, ale to było bardzo urocze. Mam nadzieję, że był tu szczęśliwy, bo kochałam go nad życie. Starałam się do samego końca zrobić co tylko się da, byłam zdeterminowana, aby postawić diagnozę, aby szybko leczyć. Niestety, choroba ujawniła się i zabrała go w ciągu dosłownie 3-4 dni. Wcześniej nie było żadnych objawów.

Mój drugi bokser, Hektor, nie rozumie sytuacji, od rana chodzi i popiskuje, wszystko wącha, cały czas szuka Trezora, bo wszędzie czuje jego zapach, nie chciał wracać ze spaceru, póki Trezor do nas nie dotupta jak zwykle, nie chciał wejść na piętro do domu, póki Trezor nie wejdzie za nami po schodach.

Dałabym wszystko co się da, żeby go uratować, nie liczyłam się z pieniędzmi, oddałabym nerkę, gdyby to pomogło. Poświęciłam 150% swoich sił, aby działać, prawie nie jadłam i nie spałam, żeby nad nim czuwać, a nawet tego nie czułam. Niestety choroba i śmierć nie negocjują co mogą dostać w zamian, aby tylko nie przychodziły, pozostawiają jedynie rozpacz i spustoszenie.

Przesyłam link do filmu z ukochaną piłeczką na youtube:

https://www.youtube.com/watch?v=N80BWvcMi70