• tel+48 798 180 888
  • mailkontakt@sosbokserom.pl
  • telul. Mrówcza 77a, 04-857 Warszawa

SAHARA

  • Wiek: 3-5
  • Umaszczenie: Żółte
  • Stosunek do dzieci: Nie sprawdzony
  • Pod opieką: Fundacja
  • Płeć: Suka
  • Status: Tęczowy Most
  • Wspieraj naszych
    podopiecznych w łatwy sposób

  • paypal
  • ratujemy zwierzaki

02 10 2014

Relacje

30 Lis -0001

02.10.2014

Sahara błąkała się nocą po ulicach. Na szczęście na jej drodze stanęła Dominika. Na otwarcie klapy w bagażniku sunia wskoczyła do niego i nie chciała już wyjść. W końcu poczuła się bezpieczna, mogła się wygodnie położyć na miękkich kocach i spokojnie spać. Dominika zgłosiła nam sunię, bokserka przeszła dziś pod naszą opiekę i pojechała prosto do lecznicy.

Bokserka zamieszkała w domu tymczasowym w którym kilka dni temu odeszła adoptowana od nas już druga Sonia. Sahara jest plastrem na ich rany i pomaga im znów się uśmiechać i cieszyć.

Bokserka będzie gotowa do adopcji po 15.10.2014

18.01.2015

Opiekunowie z domu tymczasowego Sahary podjęli decyzję, że bokserka zostaje u nich na stałe.
Pierwsza relacja:

"Przywieźliśmy Saharę do domu późnym popołudniem. Odebraliśmy ją z przychodni, gdzie zrobiono jej podstawowe badania. Sunia jest zdrowa, jeżeli nie liczyć pasażera na gapę w jej ciele, niejakiego tęgoryjca. Na pozbycie się go dostaliśmy proszki oraz specjalny płyn do przemywania łapek. W aucie sunia była wszystkiego ciekawa, trochę niespokojna i co jakiś czas próbowała przedostać się do przodu lub polizać w ucho męża prowadzącego samochód. Były też momenty, gdy kładła się na moich kolanach i pozwalała się głaskać. Przy tej okazji sprawdziłam, że nie będzie kłopotu z czyszczeniem uszu, bo pozwala sobie włożyć tam palec.

W domu oczywiście obeszła wszystkie kąty. Najpierw była spięta, ale później w widoczny sposób napięcie zelżało i pozostało tylko wielkie zmęczenie przeżyciami dnia. Zaprosiłam suczkę przy pomocy smakołyku na jej legowisko, tam go zjadła i zrozumiała, o co chodzi. Zanim poszła tam spać (i przespała całą noc), wcześniej kilkakrotnie się na to swoje nowe łóżko oddelegowywała, ale zaraz wracała do nas. Dotrzymywała nam towarzystwa leżąc na dywanie, pozwalając się głaskać, a nawet już tego pierwszego wieczora zaoferowała nam brzuszek do pieszczot! Z przyjemnością zjadła niewielką kolację. Pozwoliła posmarować sobie wysychający nos maścią z vit. A, przemyć łapki i usunąć kleszcza. W przychodni sunię zabezpieczono środkiem przeciwko kleszczom i pchłom, ale ponieważ taki środek działa w 100% dopiero po ok. 24 godzinach, to cały wieczór Sahara drapała się, a my wyłapywaliśmy pchły bardziej i (coraz) mniej żywe. Trochę drapie się jeszcze dzisiaj, ale już zdecydowanie rzadziej.

Od samego początku odnosiła się do nas życzliwie i z uwagą. Dzisiaj, po niespełna 24 godzinach pobytu  z nami, już reaguje na swoje nowe imię! Jest suczką pojętną i chętną do współpracy i tym bardziej dziwi, że nie zna żadnych komend, nawet zwykłego „siad” czy „do nogi” . Trochę nas zastanowiło, że podczas dwu pierwszych spacerów nie załatwiała się, natomiast nie miała problemu z załatwieniem się rano w naszym ogródku. Nie robiliśmy z tego problemu. Dopiero podczas kolejnego spacerku kucnęła, co zostało oczywiście nagrodzone.

Je chętnie, porcję dzienną dostaje w trzech dawkach, żeby nie przeciążać wyposzczonego brzuszka. Ma niewielkie rozwolnienie, więc dobrze sie składa, że mamy karmę weterynaryjną na problemy gastryczne.

Wczoraj nie interesowała się zabawkami, natomiast dzisiaj spędziła dzień z piłką i chrumkającym prosiakiem, szalejąc z nimi w mieszkaniu i w ogródku. Na spacerze nie ciągnie na smyczy, z wyjątkiem chwili, gdy zbliżamy się do domu. Wpada do klatki schodowej i wali w drzwi mieszkania, żeby szybciej się otworzyły. Chyba jej dobrze u nas?"

Druga relacja:

"Kiedy Sahara (u nas nazwana Taną) przybyła do nas na początku października 2014, od razu poczuła się swobodnie, zarówno w ogródku, jak i w swoim łóżku, jak i w ludzkim łóżku, a w końcu odkryła dla siebie fotel z IKEI... , który odtąd stał się jej ulubionym miejscem pobytu...

W chwilach wolnych od leżenia w fotelu Tana oddaje się harcom. Kiedy zauważyła, że można powiększyć plac zabaw przeskakując do sąsiadów, trzeba było za niemałe pieniądze podwyższyć ogrodzenie i na wszelki wypadek także furtkę.

Na spacerach wśród bloków musi chodzi na smyczy, bo bywa agresywna wobec innych psów. Żeby dać jej możliwość wybiegania się, staramy się jak najczęściej zapewnić jej swobodę ruchu na otwartej przestrzeni, na razie z dala od psiego towarzystwa. Na szczęście robi postępy i ma już jednego kolegę, którego nie zjadła."

    Otrzymaliśmy relację z domu Sahary, która w swoim "azylu" przebywa już dwa lata. To niezmiernie miłe, że opiekunowie świętują z okazji rocznicy pobytu psa w ich domu i dzielą się z nami swoim szczęściem. 

    RelacjaPana Tomasza:

    "Na początku października 2016 minęły dwa lata pobytu Tany (dawnej Sahary) u nas. Jesteśmy zakochani w niej i mamy wrażenie, że Tanka odwzajemnia to uczucie. Włazi nam na kolana i „całuje” w nos. Mamy też inne swoje ulubione rytuały. Niestety pozwalamy jej pakować się nam do łóżka, z czego korzysta chętnie, ale po jakimś czasie idzie do siebie (ma 3 miejsca: psi „ponton”, amerykankę w gabinecie Pana i fotel IKEI, b. własność Pani). Po wieczornym spacerze mycie łapek i dentastix podany w jakimś pudełku (żeby trudniej było wydobyć).

    Jest zdrowa i radosna. Robimy jej co pół roku badania (krew, kał). Przeciw kleszczom podajemy tabletki chroniące przez 90 dni (nowość). Stała się znacznie mniej wojownicza wobec innych psów niż to było na początku. Staraliśmy się o to, m.in. podając nagrodę, gdy tylko suczka podczas spaceru zauważyła innego psa. Teraz „mijanki” na chodniku odbywają się bez awantur z jej strony, a czasem sama domaga się chrupeczki, gdy zauważy jakiegoś psa z daleka. Jednak na spacery między blokami chodzimy wyłącznie na smyczy. Luzem biega poza Warszawą i pod Lasem Kabackim. Spotkania na łące z „wolnej stopy”, czyli bez smyczy, mają zawsze charakter pokojowy, chociaż Tanka lubi trochę postraszyć.

    Bez problemu jeździ samochodem. Na „działkowisku” jest szalenie towarzyska: podczas spacerów podbiega do kolejnych furtek i próbuje je otworzyć łapą.

    U nas chyba pierwszy raz w życiu miała kontakt z rzeką. Początkowo bała się wejść, teraz wskakuje „na bombę”. Nadal jednak boi się stracić grunt pod łapami. To tak jak wielu z nas, prawda?"

     

     

      Dostaliśmy relację i zdjęcia z domu Sahary:

      "Przed czterema laty, w październiku 2014 r., Tana stała się (jeszcze nieoficjalnie) członkiem naszej rodziny. Krótko wcześniej odeszła Sonia, która też trafiła do nas dzięki SOS BOKSEROM. Początkowo, po odejściu Soni, nie byliśmy przekonani do kolejnej adopcji, bo to „uwiązanie”, „kłopoty”, „nieunikniony smutek przy rozstaniu” itp. Wkrótce jednak oboje, mąż i ja, w tajemnicy przed sobą, oglądaliśmy strony Fundacji. Gdy to wyszło na jaw, już wspólnie zaczęliśmy starać się o kolejną pociechę. Uznaliśmy, że mamy przecież doświadczenie, nawyki, sprzęt, zabawki, ogródek, no i ... potrzebę kochania, a psiaki czekają! Wtedy pojawiła się Tana (roboczo nazwana Saharą przez cudowną osobę, która ją zgarnęła z jakiegoś „giganta”). Nadane przez nas imię nawiązuje do hellenistycznego miasta Tanais, położonego u ujścia rzeki Don, w którym obecny pan Tany przez blisko ćwierć wieku prowadził badania archeologiczne; Tana zjawiła się u nas w roku zakończenia tych prac przez niego.
      Na początku była chuda, z pasożytem w łapach i cwana. Zaraz pierwszego dnia ściągnęła z szafki w kuchni kanapkę. Zrozumiałe: na „gigancie” musiała sobie jakoś radzić. Nie mieliśmy wielkich pretensji, a ona nigdy więcej tego nie powtórzyła.
      Nie umiała chodzić na smyczy, była agresywna wobec psów spotykanych na spacerze, ale stopniowo wszystko to udało nam się razem z Taną przezwyciężyć. Zajęło nam to ok. 1 roku. Jednak na spacerach nadal musimy się ograniczać i chodzić na smyczy. Tanka chce dominować. Dobrze wita tylko małe pieski, np. ratlerki. Potrafi zrolować szczeniaka-podrostka za wyimaginowany brak szacunku. Ale nigdy nikogo nie ugryzła. Bez smyczy chodzimy na otwartych, dużych przestrzeniach.
      Teraz w sumie Tanka jest bardzo posłuszna, uważna i komunikatywna, np. mówi do nas: stojąc przed lodówką śpiewa: „paróóóówkę”!
      Mamy wyjście z balkonu do małego ogródka. Tanka czasem oszukuje: ustawia się pod drzwiami balkonowymi, a gdy ktoś się podnosi, żeby jej otworzyć (może suczka chce siusiu), to Tanka odwraca się i w podskokach prowadzi do lodówki.
      Dwa razy w roku (częściej niż sobie) robimy jej badania okresowe: morfologia, mocz i pod kątem pasożytów. W lipcu 2018 miała wycinane guzki na skórze (mastocystoma). Histopatologia wykazała, że w zasadzie nie musimy się martwić. Na zdjęciach jest m.in. Tanka ciesząca się nowym gumowym prosiakiem, którego dostała z okazji zdjęcia kołnierza po zabiegu.
      Kochamy Tankę bardzo i mamy wrażenie, że jej też jest z nami dobrze.
      Sunia zaraz pierwszego dnia u nas uznała jeden z foteli za swój. Oprócz niego ma amerykankę w gabinecie pana, małżeńskie łoże w sypialni, kanapę w salonie i swój psi „ponton”. Korzysta ze wszystkich tych miejsc bez zahamowań.
      Uwielbia sypiać z nami. Czasem do łóżka bierze jakąś zabawkę. Chrapie! Bączków raczej nie puszcza. Jeżeli tak się stanie, to dostojnie opuszcza zainfekowane pomieszczenie (zostawiając nas tam na pastwę).
      Rozkoszna Jaśniepanienka!
      Lat trochę jej przybyło, ale widać to tylko po lekkim posiwieniu pyszczka i większej ochocie do snu.
      I ta jej wspaniała łagodność (jak czasem)!"

        Dostaliśmy nową relację i zdjęcia z domu Sahary/Tany:
        "Właśnie zaczęliśmy szósty rok z Taną (przez pierwsze P.T. Opiekunki nazwana Saharą). Ponieważ jej wiek w chwili adopcji był szacowany na 3.5-4.5 roku, więc teraz jest już panią zdecydowanie dojrzałą. Nadal jest radosna i chętna do zabawy swoimi pluszakami, spuszczona ze smyczy na łące dostaje głupawki i biega w kółko, goni piłkę, ale jednak szybciej się męczy niż dawniej. Więcej śpi w ciągu dnia, wieczorem czasem trudno namówić ją na spacer. Pyszczek trochę posiwiał. Nie bez znaczenia dla jej ogólnej kondycji były zapewne przebyte liczne operacje: od niezbędnej sterylizacji, przez dwukrotne usuwanie guzków na skórze (mastocystoma), tłuszczaka na ścięgnie tylnej łapy, aż po usunięcie lewego oka w tym roku (chłoniak).

        Zmiany w oku zauważyliśmy przypadkiem. Była to niewielka plamka na powierzchni gałki. Od czasu, gdy Panienka parę razy nadziała się jednym lub drugim ślipiem na coś podczas niuchania w chaszczach, często sprawdzaliśmy jej oczy. Teraz natychmiast poszliśmy do okulisty, który sądził, że przyczyną zmiany może być niedoczynność tarczycy. Badanie krwi potwierdziło jego hipotezę, wyniki były przy dolnej granicy normy. Podczas jednej z kolejnych wizyt pan doktor zauważył na dnie oka jakiś twór. Od momentu stwierdzenia, że to „coś” zaczęło rosnąć, do operacji minęły zaledwie trzy dni, a od pierwszej wizyty u niego  ̶  w sumie ok.  6 tygodni. Doktor uspokajał nas, że dzięki szybkiej reakcji nie musimy bardzo obawiać się przerzutów, ale kontrolować węzły chłonne trzeba. Robimy to bez przerwy, a Tanka jest zachwycona, bo to dodatkowa pieszczota. Operacja była w maju i na razie wszystko jest w porządku. Gdyby ktoś pytał, jak Tana daje sobie radę bez jednego oka, odpowiemy tak: ona nie ma chyba z tym problemu. Jednak na spacerach, w czasie zabawy, także w domu trzeba ją uważnie obserwować i czasem interweniować, gdy istnieje niebezpieczeństwo, że wpadnie na jakąś przeszkodę lewą stroną.

        Poprzedniczkami Tany w naszym domu były adoptowane dzięki SOS najpierw Deli, a po jej odejściu Sonia. Tanka jest z nami najdłużej i mamy nadzieję, że jeszcze długie lata będziemy cieszyli się jej obecnością. Tylko żeby tak strasznie nie chrapała i nie rozpychała się w łóżku!"

          Dostaliśmy bardzo smutną wiadomość z domu adoptowanej od nas kilka lat temu bokserki Sahary/Tany:

          "W piątek (17.04.2020) nasza ukochana Tana/Sahara przeszła przez Most. Miała ok. 10 lat, może trochę więcej. Ze wszystkich naszych suczek była z nami najdłużej, bo ponad 5 lat. Jej cudowne poprzedniczki (Deli/Delia z DT w Tczewie, Sonia) także zawdzięczaliśmy Fundacji. O wszystkich naszych Panienkach pisaliśmy, więc jeśli ktoś jest ciekaw, może znaleźć te relacje. Do dzisiaj przyjaźnimy się ze wspaniałym p. Pawłem z Opoczna, który w 2010 lub w 2011 r. jako pierwszy zajął się połamaną Sońką (z racji rudej maści nazwał ją Ritą – od rudowłosej amerykańskiej aktorki Rity Hayworth), rehabilitował ją na swój pomysłowy sposób, a potem przekazał Fundacji. Ratowanie psów, opiekowanie się nimi, przygarnianie, leczenie – to Jego pasja, misja, przeznaczenie. Wspiera Go w tym żona, p. Ela. Stale mają kilka zwierzaków w swoim domu. Cudowni Ludzie!
          Tanę przyjęliśmy w 2014 r., kilka dni po śmierci Soni. Uznaliśmy wtedy, że mamy warunki (mieszkanie w bloku, ale z zejściem do ogródka), sprzęt, czas, doświadczenie i potrzebę kochania. Dzisiaj, po odejściu Tany jest trochę inaczej. Nadal mamy warunki, czas, sprzęt i potrzebę kochania, ale jesteśmy już w wieku 60 ze sporym plusem. Choroba Tany i wysiłek związany z wkładaniem jej do samochodu, żeby pojechać do weta, uświadomiły nam, że chyba już na boksiową panienkę nie powinniśmy się decydować. Na razie o przyszłości nie rozmawiamy. Płaczemy, myjemy zabawki. Miski na stojaku nadal stoją w kuchni, a ponton do spania straszy pustką…
          Tana dała nam ponad 5 lat wspaniałej radości i przyjemności obcowania z jej osobowością."