• tel+48 798 180 888
  • mailkontakt@sosbokserom.pl
  • telul. Mrówcza 77a, 04-857 Warszawa

O problemach z zachowaniem - bałagan w domu

Trudno dać jednoznaczną odpowiedź na pytanie: dlaczego bokser bałagani, gdy zostaje sam?. Mając doświadczenie z dwoma psami - niszczycielami, pozwolę sobie opisać metodę, która pozwoliła nam pozbyć się tego problemu.

 

 

Max bałaganił, gdy zostawał sam w domu, od samego początku. Zniszczeniu ulegały kwiaty na parapecie, książki, także pozostawione „w zasięgu” przedmioty z kuchni. Udało mu się wybić szybę w drzwiach wewnętrznych (na szczęście była plastikowa, więc nic się nie stało psu), wydrapać dziurę w ścianie przy drzwiach wyjściowych, a także, co już wyjątkowo nas zaniepokoiło, wyciągnąć ze ściany przewód elektryczny. Notorycznie nosił po mieszkaniu baniaczki z wodą oligoceńską, ściereczki kuchenne, które także czasem rozrywał na strzępy. Na koniec wyciągał odkurzacz i w tak „przemeblowanym” mieszkaniu czekał na nasz powrót.
Początkowo nie mieliśmy zupełnie pomysłu, co zrobić z tym wandalem. Przeczytaliśmy więc sporo na temat psów-niszczycieli, przegadaliśmy całe godziny z innymi „psiarzami” o podobnych doświadczeniach. Wnioski z tego wypłynęły dwa:
- Max doświadcza lęku separacyjnego
- musimy zmodyfikować nasze zachowanie i relacje z Maxem tak, by zmniejszyć jego lęki.

Nie wiedzieliśmy wtedy o tym, jak przyzwyczaić psa do pozostawania samemu w domu. Zresztą prawidłowy trening byłoby nam trudno przeprowadzić ze względu na pracę. Wiedzieliśmy natomiast jedno: po powrocie nie można go karcić, bo objawy lęku nasilą się jeszcze bardziej (będzie się bał nie tylko samotności, ale także naszego powrotu).
Pierwszym krokiem na drodze ku rozwiązaniu problemów Maxa była zmiana porannych zwyczajów. Rano wychodziliśmy zwykle na krótki spacer, najczęściej tuż przed wyjściem do pracy – wszystko w pośpiechu, często jeszcze sprzeczając się po drodze o różne drobiazgi. Podstawowa zmiana polegała na tym, że zaczęliśmy wstawać ponad godzinę wcześniej. Wychodziliśmy z Maxem na spacer, który trwał 40 – 60 minut (uwaga – długość spaceru zależy od wieku i kondycji psa, Max był wtedy młodym, około rocznym psem w doskonałej kondycji), w tym około 20-30 minut trwała intensywna zabawa. Najczęściej bawiliśmy się piłką, ale prawie codziennie kończyliśmy tę część spaceru krótkimi ćwiczeniami z zakresu podstawowego posłuszeństwa. Potem przechadzka – tak, by pies załatwił „ważne psie sprawy” i nieco ochłonął po bieganiu.
Po powrocie do domu my zajmowaliśmy się sobą (toaleta poranna, śniadanie, kawa), Max odpoczywał po bieganiu (minimum 40 minut). Potem on dostawał michę, a my szykowaliśmy się do wyjścia, udając, że psa nie ma w ogóle w domu. To był bardzo ważny element naszej pracy z Maxem – przed wyjściem z domu nie patrzyliśmy nawet na niego, nie odzywaliśmy się, traktowaliśmy go, jak powietrze.
W momencie, gdy opuszczaliśmy mieszkanie Max najczęściej leżał już na swoim posłanku – zmęczony i najedzony, oddawał się drzemce.

Zmieniliśmy też nieco wystrój mieszkania – na jednym z parapetów pozostawiliśmy przestrzeń wolną od kwiatów tak, by Max mógł swobodnie wyglądać przez okno. Przystawiliśmy nawet krzesło w to miejsce, żeby było mu wygodniej - mieszkając na 6 piętrze baliśmy się, że Max może, wdrapując się na parapet, niechcący wypaść przez okno.

Zaczęliśmy zostawiać włączone radio – by po naszym wyjściu nie zapadała w mieszkaniu dzwoniąca w uszach cisza.

Ograniczyliśmy też „terytorium” Maxa do jednego pokoju, kuchni i przedpokoju. W ten sposób miał o wiele mniej „do pilnowania”, zapewniony dostęp do wody oraz w miarę bezpieczne miejsce, gdyż te pomieszczenia łatwo było przygotować tak, by Max bałaganiąc nie mógł sobie zrobić krzywdy.

Zmieniliśmy nasze zachowanie wobec psa. Po powrocie do domu ignorowaliśmy jego natychmiastową chęć przywitania się z nami. Najpierw zmienialiśmy ubranie z „pracowego” na „psie”, a dopiero potem to my inicjowaliśmy kontakt z Maxem. Zaczęliśmy chować jego zabawki – tak, by dostępne były tylko wtedy, gdy nas nie ma lub gdy chcemy się z nim pobawić. Te, które zostawialiśmy mu na czas samotności często zmienialiśmy – dzięki temu były dla niego atrakcyjne.

Dla psów, które bałaganią, charakterystyczne jest tak duże przywiązanie do właściciela, że właściwie pies staje się cieniem człowieka. Max także nie odstępował nas na krok. Gdy byliśmy w mieszkaniu oboje, miał dylemat, za którym podążać. Staraliśmy się więc pozostawiać go samego w różnych pomieszczeniach w mieszkaniu, ograniczając jego „udawanie naszego cienia”. Nie zamykaliśmy go, ale wychodziliśmy tak, by został i nie zdążył pójść w nasze ślady, zanim wrócimy z powrotem.

Max przestał bałaganić po mniej więcej miesiącu od wprowadzenia powyższych zasad/zwyczajów. Niestety, gdy pojawiła się w naszym domu Kora, problem bałaganienia w mieszkaniu powrócił.
Tym razem było o tyle trudniej, że nie wiadomo było dokładnie, który pies bałagani. Nie umieliśmy też ustalić, czy robią to „celowo”, czy chodzi tylko o przypadkowe zniszczenia, podczas wspólnej zabawy. Konsekwentne stosowanie zasad wprowadzonych dla samego Maxa pomogło po mniej więcej 2 miesiącach. Drobne zmiany polegały na tym, że rano psy potrzebowały więcej czasu na wyciszenie oraz konieczne było wprowadzenie co najmniej jednego spaceru w ciągu dnia z każdym psem osobno. O wiele trudniej było po powrocie do domu je ignorować.

Udało się, ale problem powrócił ze zdwojoną siłą, gdy przeprowadziliśmy się do nowego mieszkania. Wiedząc o wiele więcej o psiej psychice staraliśmy się przeprowadzić mądrze, tak by ograniczyć naszym psiakom stres. Jeździliśmy z nimi do nowego mieszkania wielokrotnie przed przeprowadzką, kilka razy zostaliśmy tam najpierw na noc. Zostawialiśmy ich samych na króciutko, gdy nosiliśmy kolejne rzeczy z samochodu. A i tak, gdy zostały same na dłużej pogryzły nam nowiutke ściany i pozostawioną na wierzchu książkę. Dorwały się do płyt CD. Ściereczki kuchenne znów nie przetrwały próby.

Tym razem sięgnęliśmy po środek chemiczny – kupiliśmy preparat odstraszający dla psów, którym regularnie spryskiwaliśmy zagrożone powierzchnie.
Po części pomógł ten preparat, ale na pewno pomógł fakt, że nasze psy po jakimś czasie oswoiły się z nowym miejscem. Teraz, po pół roku, nie ma mowy o bałaganieniu.

Zdaję sobie sprawę, że moje psy doświadczyły lęku separacyjnego o średnim natężeniu, stosunkowo łatwo udało nam się rozwiązać ich problem. Teraz, gdy zostają w domu we dwoje, jest im o wiele łatwiej, bo nie doświadczają samotności jako takiej – mają siebie. Gdyby jednak ich problemy były poważniejsze, zdecydowalibyśmy się na zakup klatki i trening klatkowy. Głównie dlatego, że gdy pies czyni szkody, jak nasz Max, wyciągając ze ściany przewód elektryczny, jest to niebezpieczne dla samego psa (no dobra, ścianę trzeba było zagipsować i pomalować na nowo, ale czym to jest w porównaniu z możliwością porażenia ulubieńca prądem?).

Do korzystania z klatki przekonuje mnie też podejście Maxa do jego klatki transportowej. Kora może spać na posłanku Maxa, może leżeć z nim na kanapie, nawet przy misce się pogodzą. Ale klatki Max przed nią broni tak, że zawsze konieczna jest nasza interwencja, bo mógłby ją nawet skaleczyć w obronie tego przedmiotu.

Na szczęście nie potrzebujemy już klatki, ani środków chemicznych. Problem bałaganienia w domu mamy już za sobą!