• tel+48 798 180 888
  • mailkontakt@sosbokserom.pl
  • telul. Mrówcza 77a, 04-857 Warszawa

Adopcja Dojrzałego Psa

Choć pomagamy takiej liczbie psów w potrzebie, jakiej tylko możemy, wciąż mamy pełne ręce roboty – pojawiają się nowe rzesze porzuconych lub krzywdzonych bokserów. Dlatego Fundacja SOS bokserom prowadzi także działania edukacyjne i informacyjne - by u dzieci pomagać kształtować dobre wzorce i odpowiedzialne postawy wobec zwierząt, a dorosłym pokazywać, jakie są skutki przedmiotowego podejścia do żywych zwierząt.
Obok akcji prowadzonych w szkołach i przedszkolach, a także stoisk informacyjnych i wszelkich innych spotkań rozpoczynamy cykl artykułów mających na celu przekazywanie wiedzy i doświadczeń dotyczących bezdomności i walki z nią.
W artykułach o naszych doświadczeniach będziemy starali się pokazać, czym  jest adopcja psa w dojrzałym wieku, z trudnościami adaptacyjnymi itp. W artykułach edukacyjnych przybliżymy zagadnienia legislacyjne i dotyczące źródeł bezdomności.
Zapraszamy do lektury!

Nasze adopcyjne doświadczenia pokazują, że największym zainteresowaniem cieszą się młode psy. Najważniejsze argumenty to czas – na wspólne życie jest go jeszcze naprawdę dużo. Można uczestniczyć w różnych etapach jego rozwoju. Poza tym młodego psa można jeszcze jakoś ukształtować, czegoś nauczyć.

Warto pamiętać, że boksery są żywiołowe do starości - jeśli zdrowie im dopisuje, to energia i pogodne usposobienie dają o sobie znać naprawdę długie lata. Dojrzalszy wiek psa gwarantuje, że mając wesołego towarzysza, równocześnie nie musimy radzić sobie z nieopanowanym żywiołem, jakim czasem jest młody bokser.

Statystycznie rzeczywiście – z młodym psem mamy szansę spędzić więcej lat. Jednak w przypadku tej rasy nie ma takiej gwarancji. Boksery mają skłonność do niebezpiecznych chorób – serca, nowotworów. Wiele z nich męczy także alergia. Nie można zatem przewidzieć, czy wybrany przez nas ulubieniec będzie miał szczęście cieszyć się życiem przez długie lata, czy choroba zabierze go przedwcześnie. My także, mimo badań naszych podopiecznych, nie możemy dać na to gwarancji.

Dlaczego zachęcamy do adopcji starszego psa?

Prócz tego, co już napisałam, warto sobie wyobrazić, czym ona jest dla zwierzęcia. Kilkuletni bokser miał dotychczas nieudane życie. Jeżeli z powodu wieku ma nikłe szanse na adopcję, to znaczy, że najpewniej nikt i nic nie zapewni mu już miłości, serdeczności, czułości, której boksery tak bardzo potrzebują. Być może będzie miał fachową opiekę, medyczną, pokarmową itp. jednak nie oszukujmy się – tylko we własnych domach lub tymczasowych, które przecież nie mogą zaopiekować się wszystkimi potrzebującymi, mogą mieć zaspokojone potrzeby emocjonalne.

A życie jest tylko jedno.

Ponieważ najłatwiej niektóre rzeczy pokazać na przykładzie, chcę opowiedzieć o moim doświadczeniu z adopcją dojrzałej bokserki.

Pamiętam, że gdy podjęłam decyzję o adopcji bokserki, chciałam suczkę w wieku 1,5-2 lata. Dać drugą szansę zwierzęciu, któremu już raz się nie udało, a jednocześnie mieć jeszcze wiele wspólnych lat przed sobą – dorastania, dojrzewania, wspólnych doświadczeń. Przy okazji – pomyślałam – oszczędzę sobie nauki czystości i szczenięcego rozrabiania, które u bokserów, jak wiedziałam aż nadto dobrze, potrafi mieć katastrofalne rozmiary.

Gdy podczas Bożego Narodzenia miałam czas na pomoc psu w adaptacji u nas w domu, do wzięcia od zaraz była tylko pięcioletnia karłowata suczka zabrana z łańcucha. I zupełnie nieprzystosowana do życia w bloku, z windą, w kilkuosobowej rodzinie. Powiedzieć o niej, że jest niespecjalnie urodziwa, to nic nie powiedzieć. Nikt mi jej nie ukradnie, myślałam, patrząc na krzywe łapy, zapluszczone, czerwonawe oczka, wzrost posokowca i ogon ucięty równo przy tyłku i chcąc nie chcąc porównując w myślach z wyobrażeniami na temat mojej bokserki z marzeń. Cóż, pomyślałam, nie będę wybrzydzać, chciałam suczkę, jest suczka. Starsza, ale przynajmniej będzie spokojna i zrównoważona, przyszło mi do głowy.

Moja nowa-stara bokserka całkiem zmieniła moje życie. Nadała mu nowy sens, chociaż na brak jego sensu jako pracująca matka dwóch niedużych chłopców naprawdę nie mogłam narzekać. I nigdy nie pożałowałam tego, że nie poczekałam na młodą, urodziwą i zrównoważoną bokserkę. Nigdy też nie cofnęłabym czasu.

 

Nazwałam ją Niunia, co nie spotkało się ze zrozumieniem najbliższych i przyjaciół, ale jej imię obrazowało moją tęsknotę i potrzebę posiadania psa. Nic to, że w ogóle nie pasowało do kaprawookiego, wychudzonego, zagrzybionego i lękliwego karzełka, który chodził za mną krok w krok.

Początki były trudne dla obu stron – Niunię przerażało dosłownie wszystko. Mogłam zapomnieć o rozmowach z innymi psiarzami, podczas gdy mój pies harcowałby z innymi – na widok psów szarpała się gwałtownie na smyczy, aż wywlekła głowę z obroży, i niczym zając na polu sadziła prosto pod naszą klatkę schodową.

Próby żywienia gotowanym jedzeniem, na fali gorliwości tuż po adopcji, także skończyły się fiaskiem. Gwałtowne biegunki Niuni (8 godzin sama w domu…) błyskawicznie przekonały nas do suchej karmy dobrej jakości.

Pewne rzeczy, towarzyszące wychowywaniu psa, nie ominęły nas. Dziwnie było uczyć pięcioletnią sukę wchodzenia do windy, przypinania smyczy (ta panika, gdy brzęknął karabińczyk – serce pękało). Do dziś, a jesteśmy razem niemal 5 lat, nie można przy niej używać packi na muchy – odskakuje wtedy od nas i szczeka, jakby traciła całe zaufanie. Nie można z nią iść wzdłuż ruchliwej ulicy, bo wracają ataki paniki.

Spacery w lesie, na łonie natury, są od lat wspaniałą przygodą. Niunia, która po osiedlu chodzi na smyczy (prócz tego, że ona się boi wielu rzeczy, niektórzy ludzie boją się jej z powodu wyglądu jak sądzę), w terenie z dala od cywilizacji biega spuszczona, pilnując się jak najlepiej wyszkolony pies. Pierwsze pół godziny to węszenie, zapachy, każdy krzaczek jest zbadany. Potem nagle łapie patyk, podrzuca go, poszczekuje, jakby dopiero miała czas się ucieszyć, ze jesteśmy wszyscy razem na fajnym spacerze. Wiek w niczym tu nie przeszkadza, choć oczywiście pamiętamy, żeby nie fundować jej intensywnych spacerów w upały. Bardziej, niż wiek, ważny jest tu brak kondycji – codzienne spacery są raczej krótkie, dłuższe są tylko w weekendy. No i to, że Niunia spędziła 5 lat na krowim łańcuchu, mając do dyspozycji dziurawą budę, zresztą za małą, by wygodnie w niej mieszkać. Zakładałam więc, że mogą boleć ją stawy, kręgosłup, stare i sterane kości.

Miewamy wrażenie, że z naszej suczki wyłazi czasem szczeniak, którym nie miała szansy być, przykuta od małego do budy. Bywa bardzo rozbrykana i niegrzeczna. Jak siedzimy na dywanie, grając w coś z dziećmi, musi wejść między nas, usiąść na planszy albo chociaż po niej przemaszerować, rzucić nam także swoją zabawkę.

Wybebeszanie śmietnika to ulubiona dyscyplina sportu, ale jesteśmy coraz lepsi w pamiętaniu o porannym wynoszeniu śmieci. Jest jeszcze szafka z zapasami, czasem niedomknięta o milimetry, jak w dniu I Komunii Świętej młodszego syna, tego roku, gdy goście komunijni wdepnęli w rozsypane makarony, chrupki, chipsy i resztki herbatników…

Niunia ma prawie 10 lat – mamy więc szansę na spełnienie tego, co tak bardzo chciałam jej dać – żeby te marne lata spędzone samotnie na uwięzi, lata, które nauczyły ją, że ludzka ręka zadaje cierpienie, zostały wynagrodzone przez co najmniej tyle samo lat na naszej kanapie, na prawach członka rodziny, otoczonego czułością i opieką. I choć pewnych rzeczy już nie zdołamy w niej wyprostować, właśnie dlatego, że cierpiała tyle lat, kochamy ją właśnie taką – niedoskonałą i cudownie naszą, tak długo, jak tylko się uda.

Niunia to ja!

Po kąpieli w jeziorze Niunia lubi suszyć futerko na wygodnej karimacie lub którymś z naszych ręczników, najchętniej obok kogoś z rodziny

Upływ czasu widać u Niuni głównie po bielejących faflach. Choć pewne rzeczy robi jakby wolniej, wciąż szaleje, gdy tylko natrafi się okazja

Jeden z pierwszych posiłków w nowym domu. Choć zdjęcie jest słabej jakości, widać sterczące żebra i wiszący brzuch po licznych ciążach

Niunia lubi wygodnie się wyciągnąć na jednym ze swoich legowisk, ale czujnie zawsze patrzy, gdzie są domownicy. Gdy przemieszczamy się do innego pokoju, wstaje i idzie za nami

Tekst i zdjęcia: Magdalena Dawidowicz