Dostaliśmy bardzo smutną wiadomość z domu Cziki:
"Dzień dobry, 25.03.2017 roku po prawie czterech cudownych latach za mną odeszła moja księżniczka… Ból rozrywa mi serce, z każdym dniem tęsknię za nią bardziej. Nikt ani nic nigdy nie zapełni pustki po niej i ziejącej rany w sercu. Spędziłyśmy ze sobą czas, który był nam dany w całkowitej i bezgranicznej miłości do siebie. 24 godziny na dobę razem, 7 dni w tygodniu. Każdą czynność wykonywałyśmy razem… Rano spacer później śniadanie, praca, przerwy na kawę i spacery, kąpiel i sen. Nie rozstałyśmy się przez ten czas ani na sekundę. Ponad pół roku temu zauważyłam, że powiększył się Liluni brzuszek, pojechałyśmy do weterynarza. Lekarz zrobił USG i stwierdził płyn w brzuszku, dostała antybiotyk. Na drugi dzień pojechałam z nią do Kliniki Małych Zwierząt na Ursynowie. Tam również zrobili USG. Dostała antybiotyk w zastrzykach przez 7 dni, oraz inne leki, aby „wysuszyć” płyn. Po tygodniu brzuszek wrócił do normy, apetyt również. 14-tego marca zauważyliśmy, że Lili się trzęsie. Na początku myślałam, że to może przez nową krótką fryzurę, ponieważ kiedy ją tuliłam pod kołdrą to przestawała. 16-tego pojechaliśmy na szczepienia z Lili i Weslakiem. Lekarz zbadał ją i powiedział, że wszystko w porządku. W sobotę Lili czuła się znacznie gorzej, brzuszek się znacznie powiększył. Pojechaliśmy do weterynarza wieczorem, dostała leki przeciw bólowe, antybiotyk w zastrzykach furosemid i metronizadol. We wtorek rano jej się polepszyło, zjadła nawet. Niestety to był jedyny posiłek jaki zjadła. Dwa razy dziennie jeździliśmy do weterynarza na zastrzyki, w środę poprosiłam o kroplówkę, ponieważ nic nie chciała jeść. W piątek zmieniliśmy lekarza, zostały wykonane szczegółowe badania krwi, usg, na drugi dzień mieliśmy przyjechać na rozmaz krwi. Dostaliśmy kroplówkę do domu. Badania krwi z piątku były bardzo złe, bardzo duża liczba białych krwinek, w sobotę się pogorszyły… Skierowali nas do szpitala w Katowicach, ponieważ stwierdzili, że będzie potrzebna transfuzja krwi. Tam na nas już czekali, zrobili usg i stwierdzili, że Liluś musi zostać w szpitalu, gdzie zrobią jej wszystkie szczegółowe badania łącznie z usg. Zostawiając ją myślałam, że umrę… Dostaliśmy informację, że o 17:00 zadzwoni lekarz, czy musimy jechać zakupić krew. O 17:00 zadzwoniła Pani doktor z informacją, że na razie nie będzie transfuzji, że stan jest ciężki, ale stabilny i że poczekamy do rana. O 21:30 zadzwonili, że stan Lili się pogorszył. Pojechaliśmy do szpitala. Lekarz przyniósł Księżniczkę … Tuląc ją zapytałam ile jest procent szans, że będzie lepiej, nie potrafił odpowiedź, a może nie chciał... Silna anemia, rak prawie wszystkich narządów, dodatkowo doszły ataki padaczki. Chcieliśmy, żeby miała profesjonalną opiekę, żeby walczyła… Wyszliśmy, lecz po namyśle chciałam mieć ją przy sobie, bo czułam, że jest bardzo źle. Poprosiliśmy lekarza o wskazówki co zrobić jeśli jej się polepszy lub pogorszy, wszystko nam wyjaśnił, poszedł po nią, lecz ona już odeszła… Moja mała, dzielna Księżniczka. Ból i tęsknota są nie do opisania. Dziękuję Państwu, że mogłam ją adoptować, że mogłam pokochać ją całym sercem. Nie tylko zresztą ja, ale cała rodzina i reszta psiej gromadki. Weslak – jej chłopak, cierpi tak samo jak my, piszczy patrząc na łóżko, tam gdzie ze mną spała. Liluś była cudownym pieskiem, pełnym miłości i radości. Zdobyła serce każdego, kto chociaż raz ją spotkał. Tarzała się w trawie z wielkim uśmiechem, rzucała sobie sama piłeczkę, uwielbiała się opalać i leżeć w swoim baseniku, chciała zawsze z miłości mnie „zalizać”... Na zawsze zostanie w naszych sercach… Mam nadzieję, że gdzieś tam na mnie czekasz mój mały biały Aniołku… <3 Ps. w załączniku przesyłam zdjęcia z naszego cudownego okresu Pozdrawiam serdecznie, Kasia K"