Pamiętnik z adopcji Maxa cz. I
Jest sobota, 16 czerwca 2007. Jedziemy do schroniska, gdyż w Internecie znaleźliśmy informację o dwuletnim bokserze, który właśnie tam czeka na dom. Na miejscu okazuje się, że już ma nowego właściciela. Więcej młodych bokserów do adopcji nie ma w tym schronisku, odchodzimy więc z kwitkiem.
Przy wyjściu stoi samochód, a obok pani, która prowadzi przytulisko. „Chcecie psa?” pyta. „Chcemy, ale tylko boksera”, odpowiadamy ze ściśniętym sercem, bo schronisko, które odwiedziliśmy jest przepełnione, a każdy jego mieszkaniec patrzył na nas tak, że nogi nie chciały prowadzić do wyjścia. „No to zadzwonię do koleżanki – ona ma boksera do oddania.” - odpowiada pani.
Na 18 umawiamy się z panią Agnieszką, by poznać Maxa – „dużego”, choć młodego boksera, który był u jej znajomych na „tymczasie”. Max wysiada z samochodu i… rozdaje całuski, przytula się do naszych nóg, pupa mu tańczy. Sam nie wie, które z nas jest fajniejsze, z jego psiej perspektywy. Jest śliczny i taki młody – raczej nie ma jeszcze roku. Najpierw spacer - prawie dwie godziny - potem jeszcze tylko wizyta pani Agnieszki w naszym domu i … pada propozycja, by Max już został u nas.
Zaraz, ale on przecież musi coś jeść, musi na czymś spać, a ja jutro jadę służbowo na drugi koniec Polski … Chcieliśmy psa najpierw trochę poznać, przyzwyczaić go do nas. Dla niego to będzie straszny stres – zostanie sam w domu na prawie cały dzień, bo Krzysiek musi iść do pracy. Nie ma jednak wyjścia, bo dom tymczasowy nie może go dłużej trzymać.
Miski dostaliśmy w prezencie, także obrożę i linkę w charakterze smyczy, kocyk jakiś wygrzebaliśmy z szafy. Piersi z kurczaka, ryż i marchewkę kupiliśmy w osiedlowym sklepie. Posłanko, kilka zabawek i porządną smycz kupimy jutro…
Max nawet chętnie zjadł, a potem pił… Pół miski wody, za chwilę drugie pół. Wyszliśmy na spacer, a zaraz po nim i w nocy… wydaje nam się, że Max nie robi nic innego, tylko pije. W końcu o 5 rano obudził nas piszcząc pod drzwiami. Nie zdążyliśmy się ubrać. Kałuża była wielkości oceanu, pies w stresie, my w panice.
|
napisała: Gerta
właścicielka dwóch adoptowanych bokserów: Maxa i Kory.