• tel+48 798 180 888
  • mailkontakt@sosbokserom.pl
  • telul. Mrówcza 77a, 04-857 Warszawa

Powiastka filozoficzna - część I

Nasza zaś historia dla odmiany, zaczęła się tragicznie, trwa bardzo romantycznie i nigdy się nie skończy.
Ktoś złośliwy mógłby powiedzieć, patrząc na dwójkę naszych bohaterów, że ta historia nadal jest tragiczna. Lecz my nie ograniczamy się w niej, na szczęście, do opisu wyglądu zewnętrznego. My sięgamy do głębi i tam, bez patosu i górnolotnych wyrażeń, znajdujemy prawdziwy kwiat romantyzmu, który wyrósł niespodziewanie na kompoście tragizmu.

Życie Mai, życie, które my nazywamy życiem, czyli życie, w którym największym problemem jest czemu dostaje się jeść tylko trzy razy dziennie, bądź czemu nie można wytrzeć zaplutej mordy w czyjeś spodnie; zatem to życie Mai zaczęło się dla niej, gdy była już damą w średnim wieku, ze wzrokiem stępionym zębem czasu i zębami całkowicie stępionymi wcześniejszymi latami.
Gdy zaczęła się przyzwyczajać, że jedzenie dostaje się regularnie i do tego codziennie, że można spać na miękkim posłaniu i gdy zaczęła innych przyzwyczajać, że może spać też na cudzych łóżkach, stała się katastrofa.

Pewnego dnia do domu wraz z częścią domowników wprowadzono żywą torpedę, która nie dość, że przeraziła swoim wyglądem tak wrażliwą estetkę jak Maja, dodatkowo nieopatrznie (czyli zupełnie dla siebie zwyczajnie, co zostanie dalej wyjaśnione) stanęła tam, gdzie stanąć nie powinna, naruszyła wszelkie zasady i doczekała się jakże słusznej zemsty.
Ucho Tomisia goiło się długo, jednak Maja przeprosiła się po bardzo krótkim czasie i z rezerwą starała się z każdym dniem wykrzesać w sobie coraz więcej sympatii dla tego stworzenia tak dziwnego, że aż niepozbawionego pewnego niepowtarzalnego wdzięku.

Na jej miejscu każdy podszedłby do biednego Tomisia z rezerwą. W pełni rozumiemy więc oburzenie Mai, która nie mogła pojąć, jak można mieć tak krzywe tylne łapy, jak przednie można mieć o rozstawie buldoga, w jaki sposób pięciometrowej długości język mieści mu się w tak małej mordce i jakim cudem nie potyka się ani o ten język, ani o wystającą dolną szczękę. Do tego pewną zazdrość budziło w niej pełne i białe jak kość słoniowa uzębienie, ale zaraz dochodziła w wniosku, że nie wypada zazdrościć takiemu biedakowi, z którego los zakpił w dwójnasób.
Tomiś bowiem nie mógł zrozumieć uczucia niechęci, jakie wzbudził w ludziach, którzy go oddali,. Nie mógł też pojąć zaskoczenia jakie wywołał u Mai. Wszystko to zaś dlatego, że nie wiedział, jak wygląda. Nie mógł wiedzieć i nigdy, może na swoje szczęście, się tego nie dowie. Bo nie widzi.

Przyjaźń między nimi rodziła się wolniej, niż warstwa tłuszczu na szerokich żebrach Mai. Czasem matrona przypominała sobie, że pora zasygnalizować, kto był tu wcześniej, kto jest większy i kto potrafi bardziej chrapliwie szczekać, ale i te resztki niechęci stopniały wraz z marcowym śniegiem.
Maja z Mai stała się foką Mają. Z lubością zaczęła obnosić zimową okrywę tłuszczową i nie zamierzała zmieniać jej nawet wtedy, gdy wiosna dawno ustąpiła miejsca latu. Tomiś zaś powoli poznał na dotyk łap, węch i słuch całą okolicę. Bezbłędnie zaczął wyczuwać, czego w towarzystwie foki mu nie wolno wąchać i kiedy można się bezpiecznie schować za nią, gdy trzeba było bronić honoru domu w jakiejś dzielnicowej pyskówce, a dudniące chrapanie, które początkowo budziło w nim przerażenie, stało się gwarancją bezpieczeństwa i świadomością bliskiej obecności. Okryty nim, jak ciepłym kocem, mógł spokojnie spać z trzydziestoma centymetrami języka na wierzchu, w swojej ulubionej pozycji zastrzelonego w skoku zająca.

Tak też, jak zostało wcześniej powiedziane (i tak jak wcześniej zostało zaznaczone, że będzie to powiedziane, co zostało powiedziane, bez zbędnego patosu i górnolotnych wyrażeń), połączyła ich przyjaźń, mocniejsza od wszystkiego, silniejsza od czegokolwiek, nieskończona jak nieskończoność i absurdalna jak absurdalna niezrozumiałość. Przyjaźń zatem i jednym słowem - prawdziwa, szczera, czuła, nie zważająca na barierę wieku, płci, wyglądu i przyzwyczajeń. A że miało być jednym słowem, więc tym słowem kończymy nasz wstęp do niesłychanych, nieprawdopodobnych i zaskakujących przygód foki Mai i zajączka Tomisia.

Część II

Jadwiga Buchholtz