• tel+48 798 180 888
  • mailkontakt@sosbokserom.pl
  • telul. Mrówcza 77a, 04-857 Warszawa

Powiastka filozoficzna - część II

Słusznie by się zastanawiał, o czym mogą być te przygody, skoro sam wstęp zaczął się tragicznie (najpierw to w ogóle zaczął się tragicznie skomplikowanie) a zakończył nader romantycznie. Jest początek, rozwinięcie i zakończenie, wszystko stanowi spójną całość, a niby ma to być dopiero początek.
I w tym miejscu widać wyższość, chwilową bo chwilową, ale jednak wyższość, umysłów pesymistycznych nad romantycznymi. Otóż człowiek, który w życiu zwraca uwagę głównie na problemy, który żyje problemami, jest najlepszym przykładem na to, że skoro da się z nich żyć, to chociaż szczątkowe ilości tych problemów muszą chyba jednak istnieć.
A skoro istnieją, to muszą także urozmaicić życie dwóch nawet tak wspaniałych stworzeń jak wspomniani już nie raz: foka Maja i zajączek Tomiś.
O tym właśnie będzie nasza historia. Nie zabraknie w niej miejsca na psią szczękę wbitą w bramę, na fokę wynoszoną na rękach z piwnicy, na zbyt krótkie spanie, zbyt głośne chrapanie, na zmieniające się billboardy i w końcu na coś, na co z pewnością wszyscy czekamy z utęsknieniem – odrobinę krwawego horroru.
W swoim bowiem średnio krótkim życiu (Maja - 9 lat, Tomiś - 2 lata, co razem daje, jak nietrudno policzyć, lat 10, czy może nawet 11, a to z kolei dzielone na dwa, by wyciągnąć średnią, coś około 5, a to jest bardziej krótkie niż długie życie, a że wynika ze średniej, więc jest średnio krótkie) oboje natykają się na wiele kłopotliwych sytuacji i nie bądźmy złośliwi, przyznajmy uczciwie, że te problemy to nie tylko kwestie karmienia. A nawet gdyby to były wyłącznie kwestie karmienia, to z nimi wiąże się nie tylko problem zbytniej jego rzadkości i małej objętości porcji…
I po tym krótkim, w kontekście zamierzonej całości, gdyż sam z siebie jest raczej długi, wstępie, musimy jeszcze na koniec pochylić siwą głowę nad ciężkim losem pisarza, który w dobie powszechnej tolerancji, kolejny raz przekonuje się, że tolerancja ta jest w rzeczywistości dyskryminowaniem starych porządków przez nowe.
W ten sposób rzecz się ma na przykład z wolnością słowa. Owszem, trzeba przyznać, że często staje się ona wolnością do manipulacji słowem, niemniej pisarz chyba winien mieć prawo do swobodnego opisywania, w sposób, który wydaje mu się najbardziej odpowiedni tego, co jako pisarz ma opisać?
Otóż okazuje się, że nie.
Już na samym początku tworzenia tego trudnego dzieła, które ma uchwycić i zamknąć w postaci systemu znaków coś z samej swej natury nieuchwytnego, mianowicie psie uczucia (niektórzy twierdzą, że nieuchwytność ta wynika po prostu z braku istnienia), wyszło na jaw, że nie jest to jedyna i nawet nie najpoważniejsza trudność. Narzucono nam bowiem sztywne reguły i obwarowano cenzurą słowa. Powiedzcie zatem, jak można przedstawić uczciwie pewne wydarzenia i scharakteryzować trafnie biorące w nich udział postaci, jeśli nie można chociażby zwierzęcia tłustego jak indyk przygotowujący się na Święto Dziękczynienia, nazwać tłustym, tylko należy używać słowa „duży”? To prawie jak „chudy inaczej”.
Rzecz jasna piję tutaj do foki Mai i nie mam zamiaru ukrywać, że szanowne to stworzenie już dawno zapomniało co znaczy talia osy i zgrabna kibić.
Po dłuższym czasie, spędzonym na biciu się z myślami i kilkoma zagorzałymi oponentami, postanowione zostało co następuje: o ile Tomiś ma dziwny zgryz (a nie da się ukryć, że ma), o tyle Maja jest tłusta (a wierzcie mi, że tego też się nie da ukryć).
Zatem należy przed przystąpieniem do dalszej lektury złożyć hołd odwadze prawdziwego pisarza, który nie poddaje faktów pod obróbkę subiektywnych tłumów, a następnie można się delektować słowami przepełnionymi prawdą i niesforną szczerością. Część I i Część III

Jadwiga Buchholtz